AnyaanyanyaanyaZdjęcie obejrzane dokładnie
Szok! to dopiero jest SKOK z wysokości - SZACUN
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!od razu mi się przypomniało :
skok do jeziora... pogoń za japonkami w nurcie rzeki, nie mówiąc o stopie na szlaku kajakowym…
znaczy balonem … musim RAZEM!
----------------------------------------------------------
Pozdrawiam jesiennie ZIELONYCH! Zostawiam fotki z soboty, ku pokrzepieniu
-bo idą słotne dni,
ale ma być jeszcze babie lato i tego się trzymajmy
==========================================
Na specjalną prośbę, powielam mój /już tu podawny/
PRZEPIS na PIGWÓWKĘ … późną jesienią, po pierwszych przymrozkach, zrywamy pigwę z krzaków, /uwaga na kolce na gałązkach!/ przynosimy do domu, myjemy w wodzie, siadamy wygodnie w fotelu, nastawiamy na początku ulubioną muzykę i kroimy owoce na pół, usuwamy ze środka pestki, potem kroimy na drobne paseczki. Wrzucamy do naczynia lub słoika /wtedy ciaśniej i więcej się upchnie/, przesypujemy mocno cukrem.
Żmudne to rzecz jasna zajęcie, ale zawsze możemy zamienić muzykę na taki program telewizyjny, który nas irytuje, wtedy krojenie poleci błyskawicznie
Acha, dodatkowo ratuje nas, wprowadzona przeze mnie zasada,
ostatnia butelka z ubiegłorocznych zapasów jest rozpijana w tym właśnie momencie!
to po to, aby nie jęczeć, że ciężko się kroi, bo widok i smak tego co powstanie wynagradza jęczenie…
No to mamy owoce pokrojone, zasypane cukrem, przykryte pergaminem, my wykończeni wysączamy ostatnie kropelki z butelki. Odstawiamy naczynie na bok i to koniec trudu, odtąd tylko zachwyt.
Przez tydzień /mniej więcej/ owoce puszczają sok /czasami przemieszać/.
Po tygodniu, przekładamy do większego już naczynia i wlewamy spirytus.
Stoi to cztery tygodnie /też od czasu do czasu, mieszamy, ach! ten obłędny zapach!!!/.
Po czterech tygodniach – ostatnia prosta,
wyjmujemy wszystkie owoce z zalewy, odciskamy, przecedzamy /metoda dowolna, sitko, ściereczka…/
do zalewy wlewamy wódkę 40% i mieszamy i rozlewamy do butelek, szczelnie zamykamy.
Chowamy, wręcz ukrywamy, na dwa miesiące, a potem…
na zdrowie!!! i „ku spokojności” się raczymy…
czyli :
- zbieramy DWA kg dojrzałej pigwy, albo jeszcze lepiej, niech przyjaciele dowiozą
- JEDEN kilogram cukru
- pół litra spirytusu
- pół litra wódki 40 procentowejA teraz co z tymi owocami, które zostały z zalewy, wiadomo, że to sama pychota,
do herbaty, do jogurtów, no i do szarlotki służą,
czyli robimy kruche ciasto /tu przepisów jest co nie mara, każdy ma swoje wypróbowane, dlatego nie podaję, chyba, żeby ktoś potrzebował/,
rozkładamy ciasto na blaszce, wrzucamy owoce i przykrywamy resztą ciasta, jak kruszonkę,
wkładamy do pieca, zapach w domu – ach!, ćwiczymy cierpliwość, a tu ponad pół godziny się piecze, za to po wyjęciu z pieca niebo w gębie...
Owoce te bez problemu można długo przechowywać w lodówce, a że w zamrażarce trzymamy też przygotowane wcześniej surowe ciasto, więc w każdej chwili – gdy nadejdzie ochota,
nie mówiąc o pukających gościach do drzwi, wyciągamy z lodówki i do pieca…
nasza pigwa jeszcze na krzakach
==========================================
Nie mogłam nie wspomnieć o żółtej piłeczce na korcie, /turniej w Pekinie/ i wielkim sukcesie naszej Agnieszki Radwańskiej,
grała dzisiaj w finale (!), niestety, ta naprzeciwko, Kuzniecowa, była poza zasięgiem,
ale za mecze ćwierćfinałowe i półfinałowe, brawa dla Agnieszki! za styl gry, /tak pięknie grającej, jeszcze nie widziałam!!!/
/z eurosportu - zdjęcie/