już dawno miałam napisać... co z ta pigwą?
można wiele … Lecę od początku –
Gdy już jesienią, późną zerwiemy ją z krzaków, /uwaga na kolce na gałązkach!/ przynosimy do domu, myjemy w wodzie, a potem siadamy wygodnie w fotelu, nastawiamy na początku ulubioną muzykę i kroimy owoce na pół, usuwamy ze środka pestki, potem kroimy na drobne paseczki. Wrzucamy do naczynia lub słoika /wtedy ciaśniej i więcej się upchnie/, przesypując co rusz cukrem.
Żmudne to rzecz jasna zajęcie, ale zawsze możemy zamienić muzykę na taki program telewizyjny, który nas irytuje, to wtedy krojenie poleci błyskawicznie
Acha, dodatkowo ratuje nas, wprowadzona przeze mnie zasada,
ostatnia butelka z ubiegłorocznych zapasów jest rozpijana w tym właśnie momencie! to po to, aby nie jęczeć, że ciężko się kroi, bo widok i smak tego co tworzymy wynagradza jęczenie…
No to mamy owoce pokrojone, zasypane cukrem, przykryte pergaminem, my wykończeni wysączamy ostatnie kropelki z butelki. Odstawiamy naczynie na bok i to koniec trudu, odtąd tylko zachwyt.
Przez tydzień /mniej więcej/ owoce puszczają sok /czasami przemieszać/.
Po tygodniu, przekładamy do większego już naczynia i wlewamy spirytus.
Stoi to cztery tygodnie /też od czasu do czasu, mieszamy, ach! ten obłędny zapach!!!/.
Po czterech tygodniach – ostatnia prosta,
wyjmujemy wszystkie owoce z zalewy, odciskamy, przecedzamy /metoda dowolna, sitko, ściereczka…/
do zalewy wlewamy wódkę 40% i mieszamy i rozlewamy do butelek, szczelnie zamykamy.
Chowamy, wręcz ukrywamy, na dwa miesiące, a potem…
na zdrowie!!! i „ku spokojności” się raczymy…
czyli :
- zbieramy DWA kg dojrzałej pigwy, albo jeszcze lepiej, niech przyjaciele dowiozą
- JEDEN kilogram cukru
- pół litra spirytusu
- pół litra wódki 40 procentowej
A teraz co z tymi owocami, które zostały z zalewy, wiadomo, że to sama pychota,
do herbaty, do jogurtów, no i do szarlotki służą,
czyli robimy kruche ciasto /tu przepisów jest co nie mara, każdy ma swoje wypróbowane, dlatego nie podaję, chyba, żeby ktoś potrzebował/,
rozkładamy ciasto na blaszce, wrzucamy owoce i przykrywamy resztą ciasta, jak kruszonkę,
wkładamy do pieca, zapach w domu obłędny, ćwiczymy cierpliwość, a tu ponad pół godziny się piecze, za to po wyjęciu z pieca niebo w gębie...
Owoce te bez problemu można długo przechowywać w lodówce, a że w zamrażarce trzymamy też przygotowane wcześniej surowe ciasto, więc w każdej chwili – gdy najdzie ochota, nie mówiąc o pukających gościach do drzwi, wyciągamy z lodówki i do pieca…
--------------------------------------------------------
Teremi – ale poleciałaś!!! co się dziwisz, że płytka niedostępna? wiadomo !!!!!
rarytas dżwiękowy i zdjęciowy
lecę zgodnie z duchem twojego posta –
proszę podesłać płytkę, w wolnej chwili, podpiszę, odeślę, miło, dziękuję, pozdrawiam… … ja słuchając tej płytki mam w głowie Tykocin w chmurach…
-----------------------------------------------------------
pozdrawiamojejejejejej, chyba ktoś puka do drzwi ...