Pani Krystyno,
Zarwałam dziś noc dla pana Janusza Gajosa. Jestem na etapie czytania Jego biografii i naszła mnie ogromna chęć obejrzenia spektaklu telewizyjnego "Bigda idzie" (Czy Pani go zna? O co ja pytam, na pewno). Oglądałam jakoś do 3-ej, a potem już nie mogłam usnąć, więc przerzuciłam się na "Rozmowy o zmierzchu i świcie" z Agnieszką Osiecką i Magdą Umer. Wracając do "Bigda idzie"... Pomijając zatrważająco zdolną ekipę aktorską (dla niewtajemniczonych - u boku Gajosa równie fenomenalni: K. Globisz, A. Seweryn, K. Kolberger, O. Łukaszewicz - nawiasem, czy to nie słodko-gorzko zabawne, że prawie wszyscy zagościli na liście sprzedawczyków i zdrajców?!), zachwyciła mnie uniwersalność tego spektaklu. Jezus Maria, to niesamowite! Przedstawienie opowiadające o międzywojennym parlamentaryzmie, zrealizowane w 1999 r., wpisuje się idealnie w sytuację rozgrywającą się teraz na arenie politycznej. Zresztą nie od dziś wiadomo, że historia kołem się toczy.
Słucham ostatnio często "Orszaki, dworaki" i podśpiewuję sobie tę piosenkę podszyta jakimś niepokojem. Jestem pokoleniem, które uchroniło się przed intensywnymi politycznymi zawieruchami, ale echem odbijają się w mojej głowie słowa Babci czy Mamy. Wczoraj, w autobusie, poleciało w moim kierunku kilka soczystych epitetów, tylko dlatego, że - o ironio! - czytałam wywiad z Panią w Newsweeku. Na szczęście są na świecie sprawiedliwi - obronił mnie typowy "dres". No, chyba jednak nie taki typowy, bo gdy weszliśmy potem w dyskusję okazało się, że jego ulubionym filmem jest "Przesłuchanie" (powiedział to w nieco inny sposób, ale cytowanie go tutaj byłoby trochę niekulturalne, choć i tak bardziej kulturalne niż wypowiedzi niektórych forumowiczów, najwidoczniej nie mających w życiu celu, mających za to dużo czasu i żółci ).
Ale na bok ta polityka, za dużo jej ostatnio. Niech żyje teatr! Po piątkowej "Shirley Valentine" (mojej pierwszej!) unoszę się nad ziemią. Już kupiłam kolejne bilety dla siebie i mojej Mamy. Lubię Panią na scenie (co ja gadam, kocham!), uwielbiam jako człowieka. Już nie mogę się doczekać sobotniego "Weekendu z R.". Przedwczoraj oglądałam "Kobietę zawiedzioną" i przemknęła mi przez głowę myśl, że bardzo chciałabym, żeby ten tytuł nigdy nie rymował się z Pani nazwiskiem. Żeby się Pani nie musiała zawodzić Ojczyzną, politykami, dziennikarzami, zwykłymi ludźmi. Żeby tak "zawodzić" zamienić na "zachwycać".
Ściskam Panią bardzo mocno.
Dziękuję!
I proszę pamiętać - MUR!
Iga