Pani Krystyno,
Pani wpis o smutku odczuwanym w święta to już kolejny tekst w ostatnich dniach, który porusza tę tematykę. Smutek w święta. Paradoksalnie poczułam się raźniej. Że nie tylko ja odczuwałam przygnębienie i smutek. Ja akurat znam przyczynę mojego przygnębienia, ale niewiele mogę zrobić.
Kupiłam w Wigilię róże. Takie tanie, za złotówkę sztuka, ale z pięknymi, dorodnymi różowymi główkami. Wyglądają malowniczo w wazonie i one poprawiły mi humor. Niby nie świąteczny bukiet, ale piękny. I trochę mnie oderwał od tego przymusu bycia szczęśliwym pod choinką kiedy wróciłam ze świąt do swojego mieszkania.
Najmilej wspominam z tego Adwentu bieganie wczesnym rankiem na roraty i przynoszenie stamtąd zużytych już cienkich świeczek, które zapalaliśmy podczas mszy.
Dla mnie to były nie tyle smutne co bardzo mnie przygnębiające święta ze względu na moje problemy. Mimo naszej woli jesteśmy ciągnięci w dół, mimo ładnych odnowionych parków w moim rodzinnym mieście, mimo nowoczesnych pociągów, którymi się poruszałam.
A propos nowoczesnych pociągów wszyscy przeżywaliśmy chwile grozy idąc do toalety w takim pociągu. Po wejściu, nie można było stamtąd wyjść. Tak działa tamtejsze zamknięcie. I toalety są niewiarygodnie małe. Pomyślałam sobie, że skoro te pociągi są na guziczki to te toalety mogłyby dorównać guziczkowej nowoczesności i być większe. Już wchodząc tam jest się przerażonym ciasnotą. Wciskamy guziczek, żeby otwarły się drzwi do przedziału, żeby otwarły się drzwi od pociągu. Wysuwają się nam schody, ale też nie zawsze. Jeden schodek się wysunie, drugi nie. Jest dużo przesadnej techniki tam gdzie człowiek może użyć po prostu ręki. Chociaż używa się jej skoro jedna pasażerka szarpała się zawzięcie z klamką, żeby wyjść z tej małej łazienki.
Pozdrawiam Panią życząc, żeby smutek zastąpiła radość, satysfakcja, uśmiech ludzi i ich krzepiące słowa.
Kasia.