Pani Krystyno,
na imię mi Nina, mam 23 lata, obecnie mieszkam w Łodzi. Napisałam coś zupełnie innego, ale właśnie wszystko wykasowałam i stwierdziłam, że chcę napisać na tyle otwarcie i prawdziwie, na ile tylko mogę.
Nie chcę się skupiać na tym w jaki sposób przewija się Pani w moim życiu, choć muszę przyznać, że kanały są różne. Słowa, obraz, dźwięk. Ale nie o tym chciałam.
Wracałam późnym wieczorem tuż obok Teatru Wielkiego. Wycieczka ludzi w odświętnych strojach przypomniała mi o dzisiejszej premierze Strasznego Dworu. Zatrzymałam się, oparłam o rower i zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Tamara, wiesz co właśnie robię?
- Co robisz?
- Stoję na skrzyżowaniu przy Wielkim, a parę metrów ode mnie Krystyna Janda pali papierosa.
- No to co tak stoisz? Jedź do niej. Powiedz coś. Przecież masz ze sobą Herculesa (rower).
- Nie umiem. Wstydzę się.
- Ty się wstydzisz?! No kto jak kto. Naprawdę. Nie bądź głupia. Teraz masz okazję. Trzymaj mnie na linii i jedź.
Podjechałam. Stanęłam w tej samej pozycji, tyle że bliżej. Znowu odezwałam się do słuchawki. Znowu powiedziałam, że po prostu nie mogę. Powinnam wydusić, że robi Pani wiele cudownych rzeczy. Że Panią podziwiam. Że wszystko, czego się Pani dotknie, a przynajmniej to, o czym słyszę, ma sens. Że jeśli życie jest o czymś, to właśnie o tym. Że po prostu powinnam powiedzieć to, co mówię innym.
Nie podeszłam, nic nie powiedziałam. Żeby było śmieszniej, zachciało mi się płakać.
- Ale ja się wręcz wzruszyłam, ja nie wiem o co chodzi.
- No to rycz! Ale jedź. Jak już masz płakać, to przed Jandą. No, wio! Przecież wiesz, że chcesz.
Odwróciłam się, ale Pani już nie było.
Ja, Nina - z natury odważna, otwarta, wygadana, przebojowa i poniekąd też pewna siebie. Nie podeszłam i zareagowałam w sposób nawet dla mnie dziki. Siedząc już w domu nadal się nad tym zastanawiałam i... Cieszę się. Cieszę się, że ktoś wywołuje we mnie takie emocje. Że szanuję kogoś na tyle, że myślę jak powinnam się do niego zwrócić. Że zwykłe "Szanuję, podziwiam, trzymam kciuki" na szybko, z ciśnieniem i wizją zawracania głowy nie są dla mnie wystarczające. Nie są odpowiednie. Choć absolutnie, teraz już bez migotania przedsionków wszystko podtrzymuję.
To najwyraźniej nie był ten czas. Jeszcze kiedyś podejdę i wszystko powiem
Pozdrawiam,
Nina