Pamiętam mój pierwszy Lament.
Byłam gnębiona w pracy, na granicy zwolnienia (nie mieli pretekstu), pół roku zwolnienia z powodu depresji i wtedy właśnie zobaczyłam Lament. Słuchałam tego ze ściśniętym gardłem i w końcu poleciały łzy. Czułam zupełnie jak Justyna, przeżywałam to samo.
Od tamtej pory było wiele L/lamentów. Moje życie zmieniło się zupełnie. Była zmiana pracy (nie chciałam być dalej deptana), potem jej utrata z powodu wieku, bezrobocie, a teraz jest kolejna praca, ale moje podejście się zmieniło. Dbam o siebie, spotykam się się z ludźmi pozytywnie zakręconymi, robię to, na co mam ochotę i nie przejmuję się pracą (nie jest to praca marzeń), bo brak szacunku dla mnie, jako pracownika ze strony moich szefów nie jest wart moich nerwów i choroby, w którą wpadłam na bezrobociu.
W tym roku Lament obejrzę chyba tylko przed Ochem, gdzie nie gra Pani Marysia, ale uwielbiam te plenerowe przedstawienia.
Teraz trochę z innej beczki.
Pani Krystyno,
brakuje Pani tutaj, proszę się odezwać.
Ja zaliczyłam Uwaga, publiczność i bawiłam się świetnie. Bardzo na czasie przedstawienie i porusza problem, który egzystuje w różnych dziedzinach życia, ale teatr???!!! Było ciekawie i śmiesznie. Dylematy artystów bardzo poważne, ale niektóre argumenty przyprawiały mnie o ataki śmiechu. Aktorstwo fantastyczne, proszę się nie gniewać (chodzi o Miłość blondynki), ale doświadczeni aktorzy mają dużo lepszą dykcję, co pozwala zrozumieć więcej. Młodzi akurat w tym przedstawieniu nie byli gorsi od tych doświadczonych i dzielnie im partnerowali.
Zaskoczyła mnie rola reżysera, bo pierwszy raz widziałam Szymona Kuśmidra w takiej roli. Pani Marysia kapitalna. No i dawno nie widziany Andrzej Pieczyński, nic dodać, nic ująć.
Wszyscy wychodzili z teatru w doskonałych nastrojach, zastanawiając się, wyjdą? - nie wyjdą?
Kolejny udany wieczór, mam nadzieję, że nie tylko dla mnie.
Pozdrawiam serdecznie, czekając niecierpliwie na Pani powrót
Małgośka