Piszę do Pani, chociaż wiadomo...przeczyta Pani mój list wraz z dziesiątkami innych i wkrótce o nim zapomni... ale dzisiaj się na to godzę Przepraszam za taki wstęp,ale mam za sobą długoletnie pisanie do różnych osób-głównie przyjaciół, polegające na wysyłaniu w przestrzeń długich treści, z czego nic nie wyniknęło. Może poza ulgą przelania myśli i emocji w liście... Doszłam do etapu, w którym chcę być słyszana i widziana. Nie chcę przepraszać, że żyję. Nie chcę zgadzać się z wszystkim, co mówi rodzina, by jej nie urazić. Nie chcę godzić się na mniej, bo i tak zniknęły już niemal wszystkie moje marzenia. Tak, jestem po kryzysie. A może w trakcie. Nie wiem. W każdym razie wydarzyło się ostatnio dużo bardzo i ciężko. Wylądowałam sama w obcym mieście, mam złamaną nogę, ale serce już nie. Chyba kogoś pokochałam. Niekoniecznie właściwego. Stwierdzam jednak, że chociaż większość facetów to świnie niewarte uwagi i łez, to jednak co nadaje prawdziwy sens życiu jak nie miłość? Jestem w takim wieku, w którym ludzie odpowiadają "kariera"! Ja tak nie czuję i żałuję. Łatwiej się żyje, gdy najważniejsze są pieniądze, a nie miłość. Pogoń za nimi i przyjemnościami wyklucza ryzyko bycia zranionym. Tak naprawdę nie pozwalam sobie na przyznanie się przed sobą, że go kocham. Za bardzo boję się kolejnego cierpienia-a ono nadejdzie zarówno, gdy będziemy razem, jak i gdy stracimy kontakt. Miłość i cierpienie są rodzeństwem. Już widzę, jak to się kończy...i czuję tę pustkę na plecach,w sercu i głowie...i już nic więcej nie zostanie, tylko bieg za kasą, bo trzeba z czegoś żyć, a w naszym kraju trudno godnie zarabiać... Wciąż szukam pracy. Nigdy bym nie przypuszczała,że tak potoczy się moje życie. To jest niezwykłe. Życie jest ogromnym pudełkiem czekoladek i nigdy się nie wie, którą się wyjmie... Życzę Pani wyjmowania w grudniu tych ulubionych, najsmaczniejszych...takich, które rozpływają się przy podniebieniu i są powodem Pani łagodnego uśmiechu. Życzę też spokoju,bo przedświąteczny pęd nijak się ma do tego, czym autentycznie są Święta. Gdy widzę tych wkurzonych na korki ludzi, patrzących na zegarek, że zaraz zamkną im piąty z listy zakupowej sklep...żal mi ich. Święta nie są czasem zaspokajania wszystkich potrzeb ukochanych osób. One są szansą na dostrzeżenie prawdziwie potrzebujących i sprawienie, by nikt choć przez chwilę nie czuł się sam i nie był głodny. Rozważając zakup drogiego perfumu dla Mamy, warto zastanowić się, czy nie lepiej te 400 zł przeznaczyć na zakup pysznych czekolad, owoców i małych misiów dla dzieci, które nie mają rodziny albo napełnić lodówkę sąsiadce-staruszce,do której nikt nie przychodzi. Jezus narodził się w śmierdzącej, skromnej stajence, a nie w supermarkecie,prywatnej klinice czy Mariocie. Każdy o tym wie,ale co z tym robi...?
Najcieplej przytulam!