Zazwyczaj list do Pani zaczynam od "Najpromienniejsza..", ale jakoś dzisiaj ciężko..
Choc ta iskierka, którą tak cenie pojawiła się później, przy drugim wyjściu na oklaskach, ale ach.. Ciężko aż pozbierac myśli.
Teraz się nie dziwie wcale, że Panią bolały ręce - mnie bolało chyba wszystko... Płuca, serce, nogi, głowa..
Boli mnie wszystko do tej pory, ale to ból, który mam nadzieję doświadczy całe gros osób.
Dynamika obrazu wspaniała. Sama dekoracja olśniewa. Majestatyczne schody będące metaforą.. no właśnie, czego? Lepszego świata, bez bólu, zgryzoty i męki? Czy może to właśnie symbol tej męki i tego bólu...
Dziękuje Pani Krystyno. Za ten dzisiejszy wieczór, za każdy kolejny. Za kolejny ze Zmierzchem na pewno także bo z pewnością to nie ostatni.
Zobowiązałam się dzisiaj przesłac swojemu naczelnemu tekst ze sztuki. Wyszłam z Polonii, a w głowie taki natłok myśli wszelkich. Jak taką kulę emocji można wgnieśc w kartkę papieru?
Wyszłam pewna tylko jednego, ostatniego zdania, które wypłynie spod moich rąk. Krystyna Janda zrobiła prezent nie tylko sobie, ale także, a byc może przede wszystkim, swoim widzom.
Ach i "ostatni akapit" - mrozi krew razem z osoczem. Scena z suknią... - Ach, ach, ach. Słów brak!
Ściskam Panią serdecznie mocno, do zobaczenia, już pewnie w styczniu.
Dziękuje za ten dzisiejszy uśmiech na oklaskach bo ten zmierzch był taki długi, że już się martwiłam...
katarzyna hanna