przez GrejSowa Cz, 13.12.2012 21:30
Od nadmiaru postów głowa nie boli, a lepsze dwa, niż żaden. Nic nie szkodzi, Toniu, o wiele gorsze jest znikanie posta w chwili wysyłania (mówimy wtedy, że poleciał w kosmos, a u autora pojawia się "syndrom utraconego posta" z mnóstwem klasycznych objawów). Jeśli wysyłanie posta ma miejsce po przekroczeniu limitu czasu zalogowania, który naprawdę jaki jest nie wie nikt, to można się szczerze zdziwić, a czasem nawet paść na zawał. Nie wiem, czy uchowała się jeszcze jakaś Druhna, która by tego nie doświadczyła.
Dziękuję za miłe słowa, chyba nawet za miłe. Rzadko zaglądam do archiwum, od dawna już tam nie byłam, ale pamiętam, że nawet podczas tej dawnej wędrówki zaskoczyły mnie moje dawne posty. Pomyślałam sowie wtedy: "Kurna, Sowa, jaka ty kiedyś byłaś dowcipna!!!". A dzisiaj? Taki tam sowi śpiew o zachodzie słońca. Ale co tam, jakieś nędzne próby podejmuję od czasu do czasu, żeby całkiem z wprawy nie wyjść. Z wiekiem człowiek nabiera większego dystansu do siebie, więc nawet jak nie będzie już się z czego śmiać, to można się śmiać z siebie. A ja się lubię z siebie śmiać.
Faktycznie, w tzw. galeriach jest w zimie problem z paltami. Tzw. galeria to w ogóle dziwne miejsce, bo czuję się tam niezupełnie wewnątrz, ale też nie na zewnątrz, wszystko przez te olbrzymie przestrzenie, fontanny, drzewa, alejki, czyli takie na zewnątrz, ale wewnątrz. To tłumaczy, dlaczego w tzw. galeriach można spotkać tyle samo ludzi bez palt, jak i w paltach. Wszystko zależy od tego, jak kto się czuje i jakiemu uległ złudzeniu. W tzw. galeriach na szczęście bywam bardzo rzadko, bo po prostu nie znoszę. Jeśli już, to są to Złote Tarasy z powodu kina. Na zakupy do tzw. galerii chadzam "od wielkiego dzwonu", bo nie lubię, bo mnie to męczy jak cholera, i jest to taka olbrzymia strata czasu, a ten jest towarem deficytowym, więc trzeba go oszczędzać. I dlatego, jeśli coś potrzebuję, to najczęściej staram się to kupić przez internet. A to, co mnie w tzw. galeriach doprowadza do szału, to uczucie otępienia, kiedy wychodzę ze sklepu i pojęcia nie mam, w którym kierunku szłam. Tak się raz zawzięłam, że nauczyłam się niemalże okolicy na pamięć przed wejściem do jednego ze sklepów. Niestety, wystarczyło się przejść w te i nazad po tymże sklepie, a było tam trochę metrów do przejścia w różnych kierunkach, i znowu to samo. Wychodzę ze sklepu i nie wiem, skąd dokąd szłam. Też tak macie?
Ale ja tu weszłam jeszcze z innego powodu. Do Świąt już tylko nieco ponad tydzień, a nigdzie nie ma żywych choinek. Jak nigdy. Co to jest? Ekologia ekologią, ale co z tradycją? Podobno wysokie kary za ścinanie żywych drzewek. Nie wiem, co to będzie. Zejdą chyba do podziemia. Podobno to celowa robota, żeby wypchnąć całe "lasy" sztucznych choinek prosto z Chin, które zalegają w hipermarketach. Nic z tego, w życiu dziupli nigdy nie kupię sztucznej chińskiej choinki. Żadnej sztucznej choinki. To już wolę przysposobić naszą domową palmę (w zasadzie palemkę) w donicy. Czuję, że by się ucieszyła z takiego nagłego awansu.