Szanowna Pani Krystyno,
Przypomniało mi się pewne zdarzenie, związane tematycznie ze zmaganiami przeziębieniowo - infekcyjnymi, które miały miejsce dawno, bardzo dawno temu, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły i mieszkałam z rodzicami. Pamiętam, że infekcja bardzo mocno zaatakowała moje przewody nosowe. Nie było mowy abym wyczuła jakikolwiek zapach, nawet z najbliższej odległości. A jaka jest najlepsza, sprawdzona kuracja domowa na infekcje tego typu? Oczywiście chlebek posmarowany masełkiem z dużą ilością pokrojonego czosnku. I taką kurację zasugerowała mi mama przed wyjściem do pracy, mówiąc, że w kuchni na lodówce stoi koszyk z czosnkiem. Przyjęłam informację do wiadomości. Rodzice poszli do pracy, ja zostałam w domu. Weszłam do kuchni, patrzę stoi koszyk na lodówce, a w nim spora ilość główek czosnku.... Jedna z nich wydała mi się wyjątkowo dorodna, bo wyróżniała się wielkością i trochę intensywniejszą barwą od pozostałych główek czosnku. Postanowiłam więc zrobić sobie zdrowotne kanapki właśnie z tej główki. Odkroiłam połowę, posiekałam i nałożyłam sporą ilość czosnku na kromki posmarowane masłem. Przyznam, że moją uwagę zwrócił wyjątkowy rozmiar tej główki, ale pomyślałam sobie, że po prostu bardziej sobie ten czosnek wyrósł. Kanapki zjadłam sumiennie, ale dopadło mnie poczucie jakieś niepewności, które towarzyszyło mi uporczywie do chwili powrotu taty z pracy.Wtedy pokazałam mu połówkę główki czosnku, która została i pytam: - Tatuś, czy to jest czosnek, bo pokroiłam sobie połówkę na kanapki na śniadanie. Na to mój tato odrzekł: - Nie, to jest cebulka mieczyka...
Zdrowia życzę, Pani Krystyno. Serdecznie pozdrawiam.
Ada Pasiniewicz