Witam Pani Krystyno, zdaję sobie sprawę, że zanim ten list dotrze przed Pani oczy, przejdzie przez mnóstwo innych oczu, które, zdecydują, czy ma Pani to przeczytać, czy nie.
To, że w ogóle do Pani piszę, to tylko dlatego, że napisała Pani w swoim dzienniku o Pani Oli Zamachowskiej. Smutna historia, jeszcze jedna osierocona kobieta. Sieroctwo ma różne wymiary i nie ważne, kto nas opuszcza, rodzice czy mąż, czy może jeszcze ktoś inny. Jeżeli kogoś bardzo kochamy i ten ktoś odchodzi, cierpimy. Nieraz długie lata, chociaż po wielu z nas tego nie widać.
Jestem starą Matką Polką, zajmuję się od lat opuszczonymi dziećmi. Przez kilka lat zajmowałam się tym w Niemczech,od dwóch lat jestem w Polsce. Niewydolność systemu przeraża mnie, zwłaszcza jeśli ten system dotyczy dzieci, których los zależy przede wszystkim od niego. Mam ochotę rozprawić się ze wszystkimi, którzy są przeszkodą na drodze do szczęścia moich- nie moich dzieciaków. Zacznę od sądów!
Niestety nie mam siły rażenia, bo nikt mnie nie zna. W tym kraju coś na większą skalę może zrobić tylko ktoś znany, a mnie nikt nie zna. Prowadzę bloga na onet.blog.pl pt."Leon, Zośka i Jasiek bez pesela". Trochę ludzi już mnie poznało, ale to ciągle mało. Ten mój blog to nie jest dziennik, to jest moja historia i któregoś dnia pewnie ją zakończę, bo opowiem wszystko. Jeśli w ogóle można wszystko opowiedzieć.
Pomyślałam sobie, że ta moja historia to niezły materiał na scenariusz. Pani Krystyno, proszę to poczytać, w wolnych chwilach (jak Pani takie ma), może da się coś z tego zrobić. Tylko trzeba zacząć od początku, bo inaczej nie będzie wiadomo o co chodzi.
Jeżeli ludzie poznają moją historię, poznają mnie i nie będę anonimowa. Będę mogła dotrzeć tam, gdzie w tej chwili drzwi są dla mnie zamknięte. W Polsce ciągle za mało się robi dla dzieci opuszczonych i porzuconych. Szkoda. Szkoda przede wszystkim dla nich. Wykruszają się rodziny zastępcze, a nowych nie przybywa. Nikt o tym nie mówi. Jak tak dalej pójdzie, to dzieci będą znowu trafiać do placówek. Nawet nie chcę o tym myśleć. Trzeba działać!
Jeżeli w jakiś cudowny mój list jednak do Pani dotrze, proszę dać mi znać.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Anita Szymichowska.