Krystyna Janda, moja Krystyna Janda.
Aktorka,którą kochałam ( czas bezapelacyjnie przeszły od wczoraj), aktorka będąca dla mnie uosobieniem urody, szlachetnego charakteru, mądrości i talentu absolutnie nieporównywalnego z nikim,
dziś jawi mi się jako salonowa prześmiewczka największej powojennej tragedii.
Pani Krystyno!
Paniusia, którą Pani 'odgrywała' miała dość dwóch lat mówienia o samolocie.
Może Pani nie wie, ale Pani współziomkowie nie mieli dość 60-ciu lat wspominania guzików, co zostały po ich zmarłych na tej samej ziemi. A Pani, którą jest wdową, zapomniała po dwóch latach?
Śmiech to zdrowie, ale nie rechot.
Ma Pani program do monitorowania internetu, więc chyba Pani już wie, co się stało. Proszę się nie sugerować pisaniną różnych Zuź o nie przejmowaniu się. Jest się czym przejmować, bo tym kabaretem byli zniesmaczeni nawet wyznawcy PO, co może i jest dobrym zjawiskiem, bo kazała im Pani rumienić się ze wstydu za prostactwo.
Moja rodzina, kochająca Panią na równi ze mną, ma podobne uczucia, jakie w tej chwili ma Marta Kaczyńska.
Żal i wstyd za źle ulokowane uczucia sympatii.
Nigdy więcej Pani w TV, w kinie i na estradzie. Nigdy więcej wycieczek do Warszawy do teatru na pani spektakle.
Po co to Pani było?
Myślę, że Pani sama wyrządziła sobie krzywdę, a pomógł w tym Pani kolega Tym, którego intelekt jest wprost proporcjonalny do ilości włosów. Duet geriatryczny na miarę III RP.
Ale dobrze się stało. Masa ludzi straciła złudzenia.
Żegnam.