Droga Pani Krystyno,
i... spełniło się. Moje jedno z wielkich marzeń w końcu urzeczywistniło się...
Byłam tam, przeżyłam, poczułam, zrozumiałam...
Wuppertal Pani Krystyno, tętni wciąż życiem Piny Bausch. To miasto naprawdę ma Jej imię.
Opernhaus, w której odbywało się przedstawienie "Danzon", wypełnione jest Piną po brzegi...
Nawet na moment nie pozwala zapomnieć, że Ona tam była. Mało... Ona nadal tam jest!! Jestem tego pewna!!
Oczekiwanie przed spektaklem, szczególnie takim, na który czeka się tak długo, jest nie do opisania..
Uwielbiam te momenty, zawsze są one dla mnie bardzo ważne. Niepokój, drżenie, wyobraźnia, zakłopotanie, podniecenie...
Sama Pani wie, że opisać spektakl Piny Bausch słowami, jest zadaniem zgoła nie możliwym!!
Bo jak można przenieść w postaci słów te wszystkie chwile, momenty, sceny, gesty, układy ciał w swojej prostocie tak nieprawdopodobne, tak piękne, tak sugestywne... No nie da się! Tym razem się poddaję..
Myślę, że w "Danzonie" zawarła Pina Bausch swoją wielką miłość do człowieka, zresztą podobnie jak i w innych spektaklach. Ale ten był moim zdaniem wyjątkowy, bo emanował ogromną symboliką.. bardzo związaną z samą Piną.
W tej wspaniałej, słynnej scenie z "Danzona", gdzie na tle przepływających obrazów niezwykłej barwy, sprawiających wrażenie że wszyscy znajdują się w wielkim akwarium, Pina tańczyła swój niezapomniany taniec. Z tak charakterystyczną niezwykłością i powtarzalnością ruchów, co niesamowicie wzmacnia odbiór.. Tak bardzo mi Jej wtedy brakowało, ale mimo iż teraz zastępuje Ją w tej scenie młody tancerz, to i tak dla mnie tam wciąż była Ona...
Zdjęcie archiwalne:
Nie widziałam wcześniejszych przedstawień, ale wiem że Pina lubiła, aby jej spektakle ewoluowały.
Nie wiem, ile w tym było pierwotnego planu, ile spontanicznych reakcji..
Dominique Mercy, Jej najważniejszy tancerz i choreograf, w ostatnich aktach, wyszedł na scenę z workiem ziemi...
Sięgał garścią po ziemię i rozsypywał ją po scenie, metodycznie, w geometrycznym układzie..
I wtedy wychodzili Jej tancerze... Każdy tańczył swoją niepowtarzalną solówkę, oddając hołd Pinie.
Gdy już scena w 3/4 była zasypana ziemią, wyszła tancerka w jasnej sukience...
Pojawiła się za chwilę druga i nabierając tę brunatną ziemię na łopatę zasypywała ją coraz bardziej.. Sypała w twarz, po plecach, bez litości. A ona, jakby odrodzona z popiołów, tańczyła bez przerwy...
Dla mnie był to symbol wciąż żywej Piny, wciąż żywej Jej sztuki, która nie oprze się niczemu, nawet spod ziemi wyjrzy na świat, by pokazać, że człowiek wciąż jest obecny. Że miłość do niego nigdy nie zginie... Wręcz nieprawdopodobne doznania... Owacje trwały i trwały, zdawały się nie mieć końca. Ile łez było w oczach widzów i tancerzy, to Bóg jeden wie...
Pani Krystyno..., Teatr Tańca Piny Bausch to... prawdziwe piękno!!!
Czyste, jasne, oszałamiające...
Jestem Pani bardzo wdzięczna, bo to właśnie Pani kiedyś sprawiła, że dziś mogę przeżywać tak wspaniałe chwile.. Do zobaczenia, Pani Krystyno...
Dziękuję, to za słabe słowo...
Ania Mrożek