Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych - Janda działa jak magnes
Express Ilustrowany, Renata Sas
Niemal wszystkie zespoły goszczące na cieszącym się ogromnym zainteresowaniem Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych potrzebują tylko sceny...
Rzędy krzeseł pozostają przykryte. Zatem już na wstępie, przy zdobywaniu miejsc, atmosfera staje się napięta. A gdy jeszcze akustyk nie oceni właściwie sytuacji, w końcu ktoś nie wytrzyma i powie głośno: „nic nie słychać”... Tak zdarzyło się podczas sobotniej „Wassy Żeleznowej”.
Inscenizacja dramatu Gorkiego powstała na inaugurację Och-Teatru (sala po dawnym kinie), czyli nowej sceny stołecznego Teatru Polonia Jandy. To niecodzienna okazja do uczestniczenia w widowisku, w którym liczy się tekst i aktor. Nie ma cudów techniki, „czytania” przez współczesne trendy ani innych autorów, choć gęsto tu od wątków, którymi pasą się wszyscy brutaliści świata.
Wassa za wszelką cenę stara się utrzymać swój zasobny dom i rodzinę. Bezwzględna i gotowa na każdy krok. Płaci za spokój i bezpieczeństwo bliskich, nieugięta jako szefowa firmy – „litość i sumienie w interesach to jak piasek w maszynie” – mówi. Zawiedli ją wszyscy. Mąż birbant (świetny Jerzy Trela) okazał się pedofilem. Kiedy nie potrafi zagłuszyć kolejnego z jego skandali, dla dobra rodziny bez skrupułów pozbawi go życia... W „zwyczajnym”, przerażającym domu rządzi nienawiść i wieczne pretensje. Frustraci, przegrani, kandydaci na samobójców to postacie z horroru Wassy. Ale ona nie ustępuje. Jest kobietą z żelaza. Umrze, a się nie zmieni.
Janda jest skupiona i wyciszona. Zdaje się być carycą, od której skinienia zależy świat i ludzie. Niczym korony ani przez chwilę nie zdejmie futrzanej czapy i jak w monarszym płaszczu niemal cały czas pozostaje w swojej szubie. Ale największa potęga, zaznaczona atrybutami władzy (tu są nimi także klucze do sejfu) nie wytrzyma zderzenia z rzeczywistością...
Inscenizacja wyreżyserowana przez debiutanta Waldemara Raźniaka okazała się spotkaniem z teatrem w jego najbardziej... teatralnym brzmieniu. Choć nie wolna od naiwności (vide scena bicia Wassy), jest wierna scenicznej klasyce. Taki model przedstawienia ma sens i szanse tylko w świetnym aktorskim przekazie. Z nim właśnie mieliśmy do czynienia.
We wtorek i w środę z „Fedrą” na festiwalu wystąpi Teatr Narodowy. Inscenizacja w reżyserii Mai Kleczewskiej powstała w oparciu o teksty m.in. Eurypidesa, Seneki, Pera Olova Enquista, Istvana Tasnadiego.
W przedstawieniach, które odbędą się w Klubie Wytwórnia, wystąpią m.in. Danuta Stenka, Aleksandra Justa, Jan Englert.
__________________________________________________________________________________________
Dwa rodzaje nieprzyjemności
Joanna Rybus
Za nami kolejne spektakle prezentowane na XVI Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Nieprzyjemne "2084" i przyjemnie nieprzyjemna "Wassa Żeleznowa".
We wtorek i środę publiczność Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych obejrzała "2084" w reż. Michała Siegoczyńskiego, koprodukcję Teatru na Woli z Warszawy i Teatru Powszechnego z Radomia. Spektakl inspirowany "Rokiem 1984", a właściwie jedną z ostatnich scen, w której bohaterowie orwellowskiej powieści, Winston i Julia, odkrywają, że ich miłość wygasła. W "2084" Ola (Aleksandra Bednarz) i Krzysiek (Krzysztof Prałat), siedząc naprzeciwko widzów, opowiadają o swoim związku. Na ich spowiedź, niczym z Pokoju Zwierzeń, składają się relacje z pierwszego spotkania, pierwszej wizyty u rodziców i kilku innych pierwszych razów... Trzymając się za ręce, dokańczają razem zdania, a sprzeczają się tylko o to, kto rano ma robić jajecznicę. Zakochani zainspirowani wiadomością, że miłość pomiędzy ludźmi trwa nie więcej niż trzy lata, postanawiają wyznaczyć datę rozstania. Tak, żeby pożegnać się, nie będąc jeszcze sobą znudzonymi, bez przykrych wspomnień i niepotrzebnych kłótni. Ich ostateczny termin to styczeń 2084. Jednak realizacja planu okazuje się być dużo trudniejsza, niż się spodziewali. Bohaterowie "2084" ze swoją miłością nie wpasowali się w naukowe obliczenia. Czas wzajemnego znudzenia nadszedł dużo szybciej, niż się tego spodziewali, miłość przemieniła się w orwellowską autodestrukcję.
Specyficzna gra Bednarz i Prałata, stylizowana na reality show, sprawia, że widownia musi się oswoić ze sposobem bycia tej współczesnej pary. Ale z kolejnymi minutami cała widownia zaczyna odczuwać empatię dla bohaterów "2084". Ich spowiedź w pierwszej połowie spektaklu daje nadzieję widzom, że zobaczą niebanalną opowieść o zwyczajnej miłości. Niestety, historia Oli i Krzyśka okazuje się zbyt przewidywalna i oklepana. Siegoczyński zrobił kalki ze znanych love stories, gdzie jedyną przeszkodą w miłości stają się sami zakochani. Uwspółcześnił to o jego wulgaryzmy, jej miniówkę i ich sentymentalną muzykę w tle. I zadbał o tytuł, który przyciągnie widzów zaintrygowanych powieścią Orwella, a których rozczarowanie jest tym większe, że podczas "2084" zwyczajnie się nudzą.
W sobotę i niedzielę w Teatrze Powszechnym widzowie obejrzeli "Wassę Żeleznową" wg dwóch wersji dramatu Maksyma Gorkiego i filmu Gleba Panfiłowa z 1983 roku. Tekst zaadaptowała Krystyna Janda, odtwórczyni tytułowej roli. Premiera spektaklu dwa miesiące temu zainaugurowała otwarcie Och-Teatru, drugiej sceny Teatru Polonia. Reżyserem przedstawienia jest debiutujący Waldemar Raźniak.
Podczas spektaklu widownia umieszczona jest po dwóch stronach sceny, naprzeciwko siebie (taki układ wymusza scena w Och-Teatrze). W związku z tym aktorzy grają głównie profilem do widzów. Kanapa z jednej strony, naprzeciwko potężne biurko Wassy i sejf w kącie, a na środku stół.
Tragiczne postaci z dramatu Gorkiego uwypukla specyficzna gra aktorów. Nie spieszą się i ważą niemal każde słowo. Świat Żeleznowów jest miejscem, w którym wyrażanie swoich emocji jest jednoznaczne ze słabością. A nawet najsilniejsi tu giną.
Na brawa zasługują zwłaszcza młodzi aktorzy. Świetna rola Justyny Schneider, która gra niedorozwiniętą dziewczynkę Lubow, czy wyrazista rola Joanny Kulig - Natalii - starszej córki Wassy i bezczelnej siostry. Poza tym epizodyczna rola Jerzego Treli (Żeleznow) i główna Krystyny Jandy to wisienki na torcie przygotowanym przez Teatr Polonia. Bo choć za dużo w spektaklu biegania, tak wyprani z uczuć bohaterowie brutalnie i dosadnie ukazują świat z dramatu Gorkiego.
Szkoda, że podczas pierwszych 40 minut połowa widowni nie słyszała aktorów. Sytuację pozornie polepszył dosadny komentarz jednego z widzów. Ale wtedy zrobiło się tak głośno, że niemal każde tupnięcie na scenie dało się odczuć na własnym ciele. Wpadka, która nie powinna przydarzyć się profesjonalistom, a która zdecydowanie obniżyła komfort oglądania spektaklu.
We wtorek i środę o godz. 19 w Wytwórni (ul. Łąkowa 29) "Fedra" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Narodowego w Warszawie. Wystąpią m.in.: Danuta Stenka, Kamilla Baar i Jan Englert.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
__________________________________________________________________________________________
Nic mnie już nie wkurza
- Olsztyn to piękne miasto i wspaniała okolica. Kilka razy tu występowałam, nie tylko w teatrze. Śpiewałam też na dziedzińcu zamkowym. I spędziłam tu kiedyś szalonego sylwestra. Niezapomnianego. - mówi KRYSTYNA JANDA. Aktorka w poniedziałek zagra na deskach Teatru Jaracza w Olsztynie.
Pani Krystyno, zagra pani w Olsztynie. Opowie mi pani, jak odczuwa publiczność? Co jest dla pani niesamowite w kontakcie z ludźmi, a co... czasem wkurza?
- Nic mnie w zasadzie już nie wkurza po trzydziestu latach grania - do tego tak intensywnego, jak to jest w moim przypadku. Jeśli coś jest nie tak z uwagą i odbiorem sztuki, winy zawsze szukam w sobie. Natomiast nie do pomyślenia w trakcie przedstawiania jest robienie zdjęć - szczególnie z lampą błyskową. No i telefony są nieznośne. Ale telefony też mnie już w zasadzie nie denerwują. Przyzwyczaiłam się. - Takie życie, komórki towarzyszą nam na każdym kroku.
Ale i pani jest szalenie zabiegana i pewnie nadmiar obowiązków nie pozwala przystanąć. Ale jeśli już pani łapie oddech... Co panią wycisza?
- Ten rok jest znów wymagający i szczególnie trudny. Powodem jest otwarcie w Warszawie nowej sceny, czyli Och-Teatru. A co mnie wycisza? Przede wszystkim uczucie, że wszystko jest zrobione, gotowe, dopilnowane. Każdą wolną chwilę spędzam w domu z rodziną, bo za domem też wiecznie tęsknię.
W spektaklu "Wątpliwość", który obejrzymy podczas Olsztyńskich Spotkań Teatralnych, gra pani zakonnicę, szefową szkoły katolickiej. Świat przez pryzmat habitu widzi się inaczej?
- Nie wiem. Pewnie tak, ale to nie jest moje zadanie. Moim celem jest prawdziwe i przekonujące narysowanie problemów, o których opowiada sztuka. Jest to świetnie napisany utwór, z wyrazistymi rolami i wspaniałą konstrukcją. Po prostu staram się poprowadzić uczucia i emocje widza za swoimi racjami, czyli racjami siostry przełożonej. To fascynujący utwór.
I fascynujący temat. Sztuka pokazuje, że plotka ma wielkie pole rażenia.
- Nie, to coś więcej niż plotka. To oskarżenie, a raczej prawda, o której siostra przełożona jest przekonana. Zresztą to wszystko w sztuce "Wątpliwość" nie jest tak proste. Mam nadzieję, że widzowie wyjdą, zastanawiając się, jaka była prawda. Tytuł sztuki nie jest przypadkowy.
Jest pani kobietą-orkiestrą. Reżyseruje pani, śpiewa, gra, pisze, zarządza teatrami, jest matką i babcią. Czy jest coś, czego jeszcze pani w życiu nie spróbowała?
- O, jest wiele rzeczy! Nie sposób ich wymienić. I mam nadzieję, że wielu z nich jeszcze spróbuję.
Olsztyn... na ile jest to miasto, które warto odwiedzić nie tylko przy okazji gościnnego spektaklu?
- To piękne miasto i wspaniała okolica. Byłam tu wielokrotnie. Kilka razy tu występowałam - nie tylko w teatrze. Śpiewałam też na dziedzińcu zamkowym. I spędziłam tu kiedyś szalonego sylwestra. Niezapomnianego.
***
Krystyna Janda
Aktorka. Jest dyrektorką Teatru Polonia i Och-Teatru. Prezes Zarządu Fundacji Krystyny Jandy na rzecz Kultury. Jej debiutem byta rola Agnieszki w filmie Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru" (1976}. Grywa najczęściej postacie kobiet silnych i zdecydowanych o bogatym życiu wewnętrznym. Do najbardziej znanych należą jej role w filmach: "Człowiek z żelaza", "Przesłuchanie". W 2000 roku odbyta jedną z największych tras teatralnych w historii polskiego teatru ("Sto twarzy Krystyny Jandy"). W ciągu dwóch miesięcy zagrała 48 spektakli w 8 największych miastach Polski. Jest matką trójki dzieci: Marii Seweryn oraz Adama i Andrzeja Kłosińskich. Mieszka w podwarszawskim Milanówku.
Spotkania z gwiazdami
W sobotę rozpoczynają się Olsztyńskie Spotkania Teatralne. Organizatorem ich, już po raz 18., jest Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie. To jedno z największych wydarzeń kulturalnych w regionie, festiwal pokazujący najciekawsze spektakle teatralne. W tym roku na scenie wystąpią, poza Krystyną Jandą, m.in. Anna Dymna, Anna Polony, Jerzy Trela i Joanna Trzepiecińska.»
"Nic mnie już nie wkurza"
Ada Romanowska
Gazeta Olsztyńska nr 66/19-03-10
__________________________________________________________________________________________
Przed premierą. "Kubuś Fatalista i jego pan" w wersji Teatru Montownia
[url=http://wyborcza.pl/1,94898,7694337,neon_z_kina_ochota_wroci_na_swoje_miejsce.html]
Neon z kina Ochota wróci na swoje miejsce[/url]
__________________________________________________________________________________________
Janda testuje z widzem smak rosyjskich konfitur
Jolanta Gajda-Zadworna 24-03-2010
Dziś w teatrze Polonia nietypowa premiera. Nie na scenie, ale na ekranie. „Rosyjskie konfitury”, jakie Krystyna Janda przygotowała dla TVP.
– Znakomita sztuka. Pełna złośliwości i bardzo krytycznych obserwacji, ale też ciepła. Z ducha czechowowska i zarazem dotycząca, bliskich też nam, spraw współczesnych. Krystyna Janda nie mogła przejść obok takiego tekstu obojętnie – ocenia Ignacy Gogolewski.
Aktor ogromnie żałuje, że w dzisiejszym, zamkniętym dla widzów pokazie, udziału nie weźmie. W tym czasie w Scenie Prezentacje wcieli się w postać kardynała Mazarina, tytułowego „Diabła w purpurze”. Rola w „Rosyjskich konfiturach” jest całkiem inna.
– Gram specyficznie eleganckiego pana, który musi mocno pachnieć wodą kolońską i trochę mniej, ale regularnie, alkoholem. Wypowiadam też znamienną kwestię, że pieriestrojka to jedno, ale z zakazem picia alkoholu w Rosji żartować nie wolno. Czy to nie jest jedna z głębokich prawd dotyczących tego narodu? – pyta retorycznie.
Autorką tekstu, który – wracając do reżyserowania dla Teatru TV – wybrała Krystyna Janda, jest Ludmiła Ulicka. To pisarka, scenarzystka filmowa i telewizyjna, z zawodu biolog-genetyk. Jej debiutanckie opowiadanie „Sonieczka” znalazło się na liście finalistów Nagrody Bookera za rok 1993. Otrzymało też prestiżowe nagrody we Francji i Włoszech. „Rosyjskie konfitury” to pierwsza i jak dotąd jedyna sztuka Ulickiej. Grana z powodzeniem w Niemczech i Polsce.
Po zakończeniu zdjęć do wersji telewizyjnej zadowolona z efektu reżyserka powiedziała aktorom, że może wystawią „Konfitury” w Polonii.
Co, poza celną analizą współczesnej rosyjskiej obyczajowości i nawiązań do klasyki, znalazła w tekście Krystyna Janda?
„W spektaklu pojawia się podmoskiewska posiadłość, w której kiedyś mógł kwitnąć wiśniowy sad. Majątek jest jednak podzielony na działki letniskowe” – czytamy w zapowiedzi.
Właściciele zniszczonych domków nie umieją żyć dniem dzisiejszym. Według Ulickiej, „trwają w poszukiwaniu czegoś utraconego: czasu, ludzkich relacji, nadziei, iluzji”.
Główna bohaterka Natalia (w tej roli Janda), podobnie jak Raniewska z „Wiśniowego sadu”, zadaje sobie pytanie, jak żyć w tym świecie i pozostać czystym człowiekiem. I jak u Czechowa – nie znajduje odpowiedzi...
Reżyserka zaprosiła do spektaklu m.in. dawno nieoglądaną na ekranie Agnieszkę Krukównę. Scenografię przygotował Maciej Maria Putowski, kostiumy Magda Biedrzycka, operatorem był Dariusz Kuc.
Premiera w TVP odbędzie się 12 kwietnia. Ani w siedzibie przy Woronicza, ani w teatrze przy Marszałkowskiej nie potrafiono nam powiedzieć, czy filmową wersję przedstawienia będzie można jeszcze w Polonii zobaczyć. Nie jest to nowa praktyka. Jakiś czas temu spektakle Teatru TV pokazywało kino Luna.
Życie Warszawy
__________________________________________________________________________________________
Pozdrawiam chyba wiosennie, bo coś ta wiosna się nie może zdecydować.
I odliczam dni do Shirley, bo znów przedstawię ją komuś nowemu. Po raz pierwszy poobserwuję reakcje płci męskiej na kobiece widzenie świata. Pierwszym takim eksperymentem było zaprezentowanie "Męskie - Żeńskie" i po początkowej reakcji w stylu 'co za feministyczny manifest!' padło stwierdzenie "Super! Jedziemy po kolei, ile tych odcinków? TYLKO 6? Telewizja z misją..., jak się pojawiło coś inteligentnego, to nie, po co..." Także nie mam wątpliwości, że Shirley trafi też do tego przedstawiciela Marsjan.
A dzisiaj niespodziewanie "Wątpliwość". Ciekawe jak odbiorę ten spektakl prawie równo po roku...
Serdeczności,
Natalia