Troszkę o wczorajszym spektaklu.
Mówiąc szczerze, kiedy rok temu, dokładnie w Dzień Teatru, widziałam po raz pierwszy "Wątpliwość", z różnych powodów wyjątkowe i fascynujące było wszystko, co działo się dookoła tego spektaklu, cała otoczka, sam przyjazd do Warszawy i wszystko z tym związane, jedynie sam "gwóźdź programu" mnie nie porwał. Nie rzucił mnie wówczas na kolana. Spektakl dobry, oczywiście dobry, podobał mi się, ale bez szczególnego zachwytu, czegoś mi brakowało...
Wczoraj natomiast, dla kontrastu poniekąd, sama 'wyprawa' do Polonii nie była już wyprawą, żadnego wielkiego planowania, towarzystwo zdobyte spontanicznie etc., natomiast odbiór samego przedstawienia zgoła inny. Nie wiem jak to ująć, ale wydaje mi się, że przez ten rok spektakl się jakby "ubił", uleżał i każdy znalazł w nim swoje miejsce. I Pani chyba głównie, bo w marcu było dość krótko po Pani wejściu w tę historię. Teraz wszystkie elementy do siebie pasują, całość mnie jakoś bardziej wciąga, przekonuje i dotyka emocjonalnie. Dostrzegłam też drobne zmiany w formie, choćby sceny finałowej, na korzyść moim zdaniem. Przyznanie się Siostry Justyny do wątpliwości, wypowiedziane tak...w bezruchu, nie na kolanach, może pozornie mniej dramatyczne, ale chyba bardziej dobitne. Siostra Dominika i Siostra Justyna są idealne. Pani Marczuk, super. Jedynie Ksiądz momentami mnie nie przekonuje, jest dla mnie jakby...zbyt czytelny, ale jako całość - świetnie. Teraz to mówię z pełną odpowiedzialnością.
Kłaniam się i bardzo, bardzo dziękuję za pisemną porcję serdeczności,
Natalia
Troszkę wiosny napotkanej w centrum Warszawy...jak to dobrze mieć aparat przy sobie.