Pani Krysiu!
Oj, trochę mnie tu nie było... Więc najpierw pytam jak idzie z Och- Teatrem? Bardzo jest Pani zmęczona?
Chciałabym się z Panią czymś podzielić... Z tego co Pani pisała często o Toskanii myślę, że to takie Pani specjalne miejsce. Ja też takie mam... Nad polskim morzem. Jeżdżę tam co roku, do ludzi, którzy są mi bliscy jak rodzina. I tyle już razem przeszliśmy urodzin, śmierci, ślubów, zwykłych codziennych radości, smutków. Tym razem nie bylismy w komplecie... Towarzyszyła nam atmosfera zadumy... Jak się patrzy w oczy bliskich, to tak bardzo się pragnie odgonić rozpacz, żałobę. Czasem się nie da, ale można po prostu potrzymać za rękę, pokazać "jestem z Tobą". I z jednej strony serce mi się kroiło, ale z drugiej... Tam jest spokój, a ja wciąż czułam, że to Ona nad nami z góry czuwa...
Moje wakacje w tym roku są bardzo intensywne. I lubię to, ale wie Pani co? Teraz, po tych 10 dniach znalazłam to czego szukałam. Uciekłam myślami, zdystansowałam się. Wyciszyłam. I wszystkie moje troski, moje małe upiory zniknęły. Po prostu się utopiły w morskich falach. Taki spokój, taka ostoja... Taka się czuję otoczona miłością ze wszech stron... Pani Krysiu, wyjeżdżając płakałam przez dobre 40 kilometrów... I już tęsknię za tym moim miejsem, do którego wracam jak do domu. Ale mam w sobie tyle nadziei, wiary w to, że będzie wszystko dobrze, spokojnie. Może znalazłam pestkę? Wysyłam Pani myślami to moją wiarę, przyda się...
Przepraszam, że może zajmuję czas głupotami... ale najzwyczajniej w świecie się wzruszyłam. Bo smutek, zaduma, radość, wolność, wszystko mi się wymieszało. I odetchnęłam.
Pozdrawiam jeszcze zapiaszczona, myślami Tam.
Ania
P.S. Ach, Pani Krysiu jeszcze jedno. Tam, w małym, starym kinie wyświetlali "Jeszcze nie wieczór." Jaki to piękny film. Pani Szaflarska rozczulająca. Piękne...