Dziś trochę refleksyjnie, o iluzji.
Czy myślała Pani kiedyś o potrzebie kontaktu ze sztuką w kategoriach uzależnienia (byłby to pewnie sztukoholizm, czy coś w tym rodzaju )? Mam tu na myśli życie od spektaklu do spektaklu, od koncertu do koncertu etc., a totalne zagubienie i nieporadność w zderzeniu z codziennością. Spotkania ze sztuką jako ulga, ucieczka od odpowiedzialności za to, co za chwilę się rozegra…
A drugie pytanie zostało zainspirowane m.in. tym forum. Nie ma Pani wrażenia, że taka forma komunikacji może dawać poczucie iluzorycznej relacji? Mam tu na myśli relację inną niż artysta-odbiorca, bardziej osobistą. Czytając niektóre wypowiedzi, maile nie trudno odnieść wrażenia, że wielu ludzi traktuje Panią po przyjacielsku, jak znajomą. Myślę, że dla wielu Pani fanów może być to coś ekscytującego, natomiast tak naprawdę jest to jedynie wirtualna rzeczywistość. Jestem ciekawa jak Pani się do tego ustosunkowuje i czy kiedykolwiek myślała Pani o tym w ten sposób? Będę wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam serdecznie!
Martyna