W Ia (najkrótsza nazwa miejscowości jaką znam) jemy obiad (pyszna sałatkę grecką z miejscowa odmianą przepysznych pomidorów) i jako serwetki dostajemy mapę Santorinii.
Ia jest równie piękna i bardzo podobna do Firy.
Wracamy do Firy, a po drodze oglądamy typowe greckie wiatraki, które teraz zostały przerobione na najdroższe hotele.
Oglądamy (niestety tylko z zewnątrz, bo brak czasu) muzeum morskie a przed nim piękne rzeźby...
Głównym zajęciem turystów, którzy są tu na dłużej jest przesiadywanie w takich lokalikach (jest ich bardzo dużo), picie miejscowego winka, zagryzając miejscowymi orzeszkami pistacjowymi i czekanie na zachód słońca, które zachodzi za ten widoczny w oddali wulkan, a po zachodzie czekają czy wulkan się uaktywni, a potem czekają na wschód słońca....
Jeszcze ostatnie zdjęcia, bo pora wracać...
Tam na dole widać już nasz statek i jakoś trzeba się tam dostać. Dano nam do wyboru: zejście po krętych kamiennych schodach (nie pamiętam, ale jest ich kilka setek) i trwa to ok. 40 min., zjazd ta sama drogą na osiołku, czas zależy od osiołka (jak poniesie, to nawet szybko) i zjazd kolejka linową, co trwa 10 min, ale dla osób bez lęku wysokości! Wybraliśmy kolejkę, pierwszy wagonik czteroosobowy!
Prawie pionowo w dół, wrażenie niesamowite!
Statek coraz bliżej...
Po lewej stronie widzimy zakosy drogi dla pieszych i osiołków i cieszymy się, że wybraliśmy kolejkę!
Jesteśmy już blisko, motorówka już płynie, żeby zabrać nas na statek...
Ufff.....jaka ulga, jesteśmy na nadbrzeżu!
To widok od dołu na kolejkę i drogę pieszą.
I to koniec zdjęć z Santorini, może kogoś zachęciłam do zwiedzenia tej zjawiskowej wyspy?
Pozdrawiam wszystkich cierpliwych i życzę miłego weekendu.