I porządków ciąg dalszy, tak sobotnio, od rana. Z nadzieję, że podczas "wietrzenia" regałów można zgubić nieco kalorii. No ba jak ktoś jest taki mądry i w dzień po obficie pączkowym czwartku, w piątek objada się do nieprzytomności włoskimi makaronami i innymi fantastycznościami, no to ... Ale miłości do włoskiej kuchni chyba nie muszę Pani tłumaczyć
Tak więc w ramach przerwy przewertowałam wysłużoną i czytaną chyba we wszelkich możliwych kierunkach "małpę" i natrafiłam akurat na opis koncertu w Cieplicach. Przeczytałam sobie po raz kolejny i aż mi się łezka w oku zakręciła. Tak się składa, że w tym urokliwym miejscu spędzałam wakacje przez dobrych kilka lat z rzędu. Moje pierwsze "babskie wypady" - z babcią, albo z babcią i mamą Ostatni raz byłyśmy latem '97, kiedy to wracałyśmy, jak się później okazało, ostatnim pociągiem, przed przerwaniem torów kolejowych w Wałbrzychu - powódź. Pamiętam ten niebywały stres czekających na nas i zorientowanych w sytuacji, w przeciwieństwie do nas, rodziców i dziadka, jaki zobaczyłam dopiero w ich oczach. Przez telefon trzymali fason. Potem jeszcze tylko zima '98 i tu znowu kłopotliwy śnieg. Babci znajomy, który sprawował nad nami pieczę na miejscu, miał z nami trzy światy. Kobiety fatalne jeśli chodzi o status 'bycia podopiecznymi'
Pamiętam też oczywiście pawilon kuracyjny o wdzięcznym imieniu Edward.
To właśnie przed nim ofuknęłam jakiegoś starszego Jegomościa, szukającego towarzystwa kuracjusza, niewyglądającego na schorowanego, który moim zdaniem zbyt długo rozmawiał z babcią. Pamiętam, że ostentacyjnie oznajmiłam, że musimy już iść, bo dziadek czeka... Tylko, że dziadka tam z nami nie było Spryt 10-latki
Nawet na jedynym zimowym zdjęciu załapał się ten obiekt. Czyli dom zdrojowy oczywiście, nie Jegomość (ten budynek w głębi)
W ramach porządków w laptopie wrzucę tu potem co nieco. Zdjęciowo-prasowo.
Pozdrawiam Panią serdecznie z zaśnieżonego, ale niestety ponurego Poznania, życząc chwil miłego wytchnienia w weekend.
N.