przez Magdalena Świderek Śr, 21.01.2009 21:50
... tak mi smutno i przykro... Byłam szczęśliwa, kiedy zdobyłam bilety na sylwestrowy "Dancing". No właśnie, ten drugi. Kilka lat temu (jeszcze duża scena była w budowie) też spędziłam uroczy wieczór sylwestrowy. Szczęśliwa, kiedy zawiadomiono mnie mailem, żeby z powodu imprezy sylwestrowej na pl. Konstytucji przyjść wcześniej do teatru i jeszcze do tego dołączona mapka orientacyjna. To jest dbałość o widza! Tak się go kocha! No i przyjechałam wcześniej. W szatni dużo ludzi, no ale to normalne. Weszłam głębiej i zobaczyłam tłum ludzi kłębiących się w miejscu małej sceny. Pomyślałam: to pewnie jescze widzowie z poprzedniego, wcześniejszego spektaklu, pełni przeżyć i wrażeń... Ponieważ nie lubię tłumów i tłoku (zostało mi to z dawnych czasów) weszłam na, prawie pustą, widownię, która z wolna zaczęła się zapełniać. Szmery przycichały i zrobiło się ciemno... a tu nagle jak nie gruchnie muzyka głośna, za głośna... Nie mogłam się przyzwyczaić... Chciałam wyjść!... Ale jak?... Którędy ?... Po ludziach?... Nie, nie przecisnę się... Trudno... Potem te czarne postaci maszerujące, czołgające i biegające po scenie...Widziałam lepszych break dancerów. Chciałam usłyszeć poezję!... Trochę się uspokoiłam kiedy Pani wyszła na scenę... No i trudno było mi słuchać... Nie mogłam się skupić... głos ... (ach te struny i krtań) czasami dżwięk zanikał... myślałam, żeby tylko dotrwała Pani do końca... Potem znów ten pan z ćwiczeniami na szarfach... I tu przypomniał mi się świetny spektakl cyrku Monte Carlo oglądany wiele lat temu. Ale to było wtedy "coś ". Nie...Ja niczego nie rozumiem!... Ja w tym wydaniu nie rozumiem poezji Pawlikowskiej!... To był sen, straszny sen! Na szczęście krótki, bo chyba nie trwał nawet godziny. Dłuższy czas jeszcze siedziałam na sali zanim zrobiło się luźniej. Idąc do szatni zobaczyłam rozstawiony stół, a na nim kilka niedopitych, brudnych kieliszków, chyba po szampanie. Aha - pomyślałam - ... i zrobiło mi się smutno i przykro...