Pani Krystyno,
no co za okropna sztuka o umieraniu i śmierci ten Beckett. Ja mam jakąś zaburzoną percepcję po tych "świętach". Ale jakoś inaczej to zapamiętałam. Z optymizmem?? I że to o związku a nie o końcu...Może sobie przeczytam od nowa na spokojnie.
A to:
http://www.amazon.com/Samuel-Becketts-Broadway-Theatre-Archive/dp/B00008AORI/ref=sr_1_1?ie=UTF8&s=dvd&qid=1226011959&sr=8-1
to mi się nawet wydało kiedyś śmiesznie.
W każdym razie dziś uśmiałam sie z tej szczecinki wieprzowej. No oczami duszy...wyobraźni znaczy widziałam Panią nad tym kremem w łazience w okularach i z tą lupą... ja wiem że to mało ma wspólnego ze sztuką... pani siedząca obok rzucała mi mroźne spojrzenia. Nawet po ciemku mnie zmroziło. Coż no rzeczywiście może nie adekwatny ten mój śmiech do łez na takim spektaklu. Dobrze że jeszcze jakiś facet za moim ramieniem się śmiał.
a w okularach.. no ładnie... no...
(szkoda że Pani już tego nie gra, bo to akurat było moje ulubione)
przytulaka załączam
i znikam popłkać w podusie
albo pokopać w ściane ps.no i co?
Z samego rana trafiłam na seminarium o geriatri. Najwazniejszym czynnikiem skracającym życie jest SAMOTNOŚĆ. LECZENIE NIE JEST ZNANE.FARMAKOTERAPII NIE MA.