Pani Krystyno,
gdy miałem pięć lat zmarł mój Ojciec.
niewiele sobie przypominam. za to pamiętam, że bardzo długo się "do Niego" modliłem. Jeszcze na studiach. W bardzo trudnych i krytycznych momentach prosiłem Go, żeby Jego brak nie oznaczał pozostawienia mnie samego, żeby trzymał za rękę, klepał po ramieniu dodając odwagi. Pomagał. Zawsze. Za każdym razem pozostawiając po tej pomocy zimny pot na moim karku. Bo to cudowne było - czuć Jego działanie, mimo tego, że to wsparcie było bezszelestne...
Teraz, tak się życie ułożyło, jest mi potrzebny bardziej niż kiedykolwiek, bo Jego brak boli, jak nigdy dotąd. Dopiero dziś tak naprawdę go opłakuję. Niewyobrażalne, że nastąpiło to po ponad dwudziestu latach. Tyle tylko, że ja już z nim nie rozmawiam. Może stąd ten ból? Z niewiary w to nasze z nimi obcowanie...
Dzięki za "dziennik garderobiany".
Pomyślę, pogłówkuję, porozmawiam z Nim znowu...
pozdrawiam,
Piotr.
Ps.
znalazłem dziś konwalie, takie nieśmiałe, zielone ale już z naglącą sie by cieszyć oko bielą.