przez placunio Pt, 25.04.2008 21:58
Jaka to była podróż ?
- pisać nie lubię, ale skrobne parę zdań …
Pojechaliśmy na Ukrainę bez żadnego przygotowania, bez planu i z wielkimi obawami.
Ku naszemu zaskoczeniu wyjazd nie wiązał się z żadnymi nieprzyjemnymi sytuacjami.
Lekko nie było, nie leżakowaliśmy, od rana do wieczoru wędrowaliśmy,
gdy teraz coś wynajduję co było blisko nas, a my tam nie zajrzeliśmy, słyszę od „mM”
– a czy my mieliśmy choć jedną wolną godzinę … i oboje się śmiejemy!
Nie spotkało nas NIC złego, nawet napotkane patrole milicji nie próbowały nas zatrzymać,
a wręcz wyraźnie wskazywały, aby jechać dalej…
przejechaliśmy po tamtych drogach, czasami bezdrożach prawie 1800km,
nie musieliśmy nikomu płacić żadnej łapówki, mandatu, (nie jeżdziliśmy nocą)
Co widzieliśmy? -
równinne krajobrazy, olbrzymie pola, żółtej kukurydzy, żółtych słoneczników, niekończące się uroczyska,
niebieskie wstęgi rzek, błękit nieba i przejrzystość Dniestru, Prutu, zieleń i wszystkie odcienie zieleni,
szept wiatru, śpiew ptaków i najświętsza CISZA - taką Ukrainę zobaczyliśmy…
była taka jak u Mickiewicza i Słowackiego i Sienkiewicza …
była taka jaką sobie od dziesiątek lat wyobrażaliśmy, a nawet piękniejsza
mijaliśmy wsie, miasteczka, biedne, bardzo biedne, nie zawsze czyste i zadbane,
po parunastu dniach sami przesiąkliśmy tutejszym zapachem...
i jeszcze ten deszcz, deszcz padający przez szesnaście dni, na początku nas złościł,
potem już było nam wszystko jedno, może właśnie Ukraina oglądana w kroplach, w kałużach,
była nam bliższa niż w palącym słońcu?!
ale PODRÓŻ ta nie byłaby tym – gdyby nie spotkania z LUDŻMI,
ubrani skromniutko, uśmiechali się życzliwie, chętnie nawiązywali rozmowy …
w każdej sytuacji, gdy o coś zapytaliśmy, pomagali, czasami aż nam było głupio…
np. gdy wjechaliśmy w jakieś wertepy (bez dróg, bez map też jeździliśmy) i się przestraszyliśmy,
że auto padnie, to tutejszy szedł przed autem i pokazywał, co omijać… (prawie pół kilometra)…
pod sklepami, na murkach, schodach siedziliśmy z nimi …
i wszędzie, ogromna, niekłamana sympatia do Polaków - tak było wszędzie,
reguła, od której nie stwierdziliśmy w czasie całego pobytu ani jednego wyjątku…
na słowo Polska - otwierały się drzwi!!!
Byliśmy w tej części Ukrainy, Zachodniej, która przez wiele wieków należała do Rzeczpospolitej,
i o ile, nie wiele budowli, pałaców się zachowało z tamtych lat, to na pewno
słowo Polska – tu jawi się jako MARZENIE, jako MIŁOŚĆ
- i właśnie spotkania z LUDŻMI są NAJWIĘKSZYM naszym przeżyciem,
(np. do dzisiaj „mM’ nie może przeboleć, że człowiekowi, od którego w Okopach św. Trójcy
dostał monetę z orzełkiem z 1923r – nic w zamian nie dał… )
przełomowym momentem było spotkanie w Buczaczu z ks. Ludwikiem Rutyną,
jego msza i slowa, pełne miłości do naszej ojczyzny, nas zamurowały !!!
to ON otworzył nam oczy na Ukraińców,
to odtąd, urlop zamienił się w coś więcej!
Nie wiedzieliśmy jak odwdzięczyć się WSZYSTKIM spotkanym na szlaku
… za podzielenie się wodą ze studni, za kromki chleba, za uściśnięte dziesiątki rąk,
a przede wszystkim za okazane SERCE – - zrobiłam tę opowieść zdjęciową!
Proszę ks. LUDWIKA - to nasze podziękowanie za spotkanie!!!
przyrzekłam, opowiedziałam! i dalej będę opowiadać...