Właściwie powinnam się już przyzwyczaić, że po spotkaniu z Panią, przez jakiś czas czuje się jakbym dostała obuchem w łeb.
Nawet jeśli idę kolejny raz na ten sam spektakl i wiem co mnie czeka, to nie sposób przygotować się na łagodniejszy odbiór.
I Bogu za to dzięki.
Sobotnie UCHO, tak spokojnie się zaczęło, a potem erupcja emocji, lawa ekspresji. Zaraz po, siedziałam jak wryta,
spóźniłam się z oklaskami, jeszcze przez chwilę oglądałam z Tonką relacje telewizyjne, widziałam przerażające obrazy, dopiero po chwili nogi same mi wstały,
rozejrzałam się a dookoła, owacja już trwała.
I niedziela, najpierw wystawa malarstwa w Muzeum Narodowym - Rubens, van Dayk, a potem wieczór w Teatrze Studio, po którym, noc z głowy.
Wracając do Gdańska, chciałam sobie pomyśleć o różnych, takich tam, co na bieżąco się dzieją, do których czasem brak siły, cierpliwości.
Ale mowy nie ma o bezmyślności myśli - w głowie huczy, Mała, Mała, wielka MAŁA, znów spóźniłam się z reakcją na owację.
W rezultacie w łeb po raz drugi.
Jak tu za Panią nadążyć, jak Pani za sobą nadąża?
wszystkiego dobrego, trzymam kciuki za "Kobiety..."
pozdrawiam
Magda
p.s.
a teraz praca na pełnych obrotach i kombinacje jak przyjechać kolejny raz, bo przecież dobre tradycje trzeba podtrzymywać.
Właściwie, tak sobie teraz pomyślałam, że trochę już ze mnie taka "stała gdańska bywalczyni" w Polonijnym teatrze.