HISTORIE - JA ON i... kaloryfer

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

HISTORIE - JA ON i... kaloryfer

Postprzez Madulka Pt, 12.10.2007 00:20

Ja – to po prostu ja

ON - piękne dłonie, długie palce pianisty, wspaniały niski męski, przeszywający głos, brązowe oczy, wzrost, no cóż nie ma ideałów mógłby mieć 8 cm więcej

i kaloryfer

kilka lat temu...

poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Miło się gawędziło odprowadził mnie pod dom. Ale było nam za mało wspólnej rozmowy więc jeszcze chwila wieczornego spaceru. Po piątym podejściu do odprowadzenia rozstaliśmy się. Pomyślałam sobie, fajny, wesoły lubi kino, sport, nawet wymienił kilka tytułów książek, a to się naprawdę co raz rzadziej zdarza i ma coś do powiedzenia. Pracuje w administracji wojskowej. Kupił mieszkanie zaczął sam remontować. To znaczy coś potrafi. Na pierwszy rzut normalny facet.
Pożyjemy zobaczymy. I to zobaczymy właśnie chcę opisać.
Spotykaliśmy się dość intensywnie, jak tylko czas pozwalał. Na początku, kino, spacery brzegiem morza, romantyczne kolacje, niewinne rozmowy o wszystkim i o niczym kończące się zwykle na remoncie mieszkania i liście wszelkich spraw. Spraw jednych do załatwienia, a innych wprost nie do przeskoczenia z urzędniczego punktu widzenia. Ponieważ ON sprzedał wszelkie swoje dobra by mieszkanie remontować i urządzać, w tym samochód, to używaliśmy mojego małego autka (fiat cinquecento). Pożyczyć, ani prowadzić nie chciał, bo nie jego i po prostu nie. I tak raz woziłam kafelki, to znów armaturę sanitarną, to profile, cekol o śrubkach, gwoździach, wkrętach, wiertłach i innych niezbędnikach remontowych nawet nie wspomnę. Zrywałam się z pracy by zdążyć odebrać parapety. I tak remont trwał powoli do przodu, a mój piękny ON miał we mnie głównego, i jak się później okazało jedynego, kierowcę zaopatrzeniowca remontowego, odbiorcę, rzeczy zamówionych w Castoramach, Praktikerach i innych. Niestety nie mogłam już liczyć na romantyczne kolacje przy świecach, ani chociażby pizzę czy kanapki, absolutnie nie ze zmęczenia, choć to było by przynajmniej usprawiedliwieniem, ale dlatego, że już nie byłam tą naj tylko pomocą remontową, doradcą kolorystycznym, a w ogóle to usłyszałam, że się czepiam. A wolny czas nawet jak się zdarzał to już nie był nasz wolny czas tylko czas dla mamusi bo mamusia obiadek synusiowi. I nie miałam nic przeciwko mamusi, pozdrów mamusię. Albo czas dla kolegi, który właśnie wrócił z misji, no dobrze, nie mam nic przeciwko koledze, pozdrów kolegę. I jak tylko mówiłam, że mam dość i może dajmy sobie spokój, albo czas itd., wkurzenie też nie dawało rezultatu, bo ON tak przepraszać potrafił, tak przepraszał, eh. I powracał temat remontu, że trzeba to czy tamto, i od razu byłam na wyłączność i już powracałam na I Miejsce. To trwało kilka miesięcy, aż do takiego jednego tygodnia. W poniedziałek zaczęły się rozmowy o ogrzewaniu, że może jednak podłogowe, może byśmy podjechali zobaczyli co i jak, więc pojechaliśmy zobaczyć co i jak, jakieś 160 km w jedną stronę, ale to „co” nijak się miało do „jak”, bo okazało się za drogo. Potem może jednak gazowe, bo mamusia ma i jest zadowolona i wcale tak drogo nie wychodzi. Więc znów w samochód i dawaj oglądać piece w sumie jakieś 100 km. Samochód mój, więc benzyna to moja sprawa, w końcu też się szykowałam do małego remontu, usłyszałam i że przynajmniej będę miała jakiś pogląd. A ja chciałam poprzestawiać meble z jednej ściany na drugą, ale zawsze było, że za chwilę bo to drobiazg przecież. Sama sobie w końcu przestawiłam.
No nic, po kolejnej wizycie poszukiwawczej i kilku godzinnym wybieraniu odpowiedniego kaloryfera do kolejnego pieca nie wytrzymałam. Kupił jeden cholerny kaloryfer, okazało się, że to nie o piec chodziło tylko o jeden, JEDEN kaloryfer! Jak się o tym dowiedziałam w sklepie oddalonym od domu o 170 km w jedną stronę to mi para z nosa i uszu poszła. Wracaliśmy obwodnicą, w aucie cisza, potem ON kilka słów, że jeszcze okna trzeba wybrać, ja skupiona wyłącznie na drodze nie odzywam się, potem hasło, że dobrze, że już klamki są bo drzwi przyjadą jutro i nie będzie mnie musiał fatygować, bo transport był gratis. W głowie mam a jak do cholery te drzwi do mojego samochodu by weszły, chyba na dach, i tu wiele, bardzo wiele słów niecenzuralnych przeleciało mi przez głowę. I teraz moment krytyczny tej znajomości - kropla, która przelała czarę (...) wiesz może najpierw przymierzę ten kaloryfer czy będzie na pewno pasował, w razie czego jutro byśmy wymienili na dłuższy (...)

20 metrów dalej machałam, z uśmiechem na ustach, stojącemu gdzieś na obwodnicy i oddalającemu się w zawrotnym tempie punktowi trzymającemu kaloryfer w rękach.

pozdrawiam, może się przyda :wink:
Magda
p.s.
ten jeden raz (no dobra powiedzmy, że perwszy raz) wyszła ze mnie prawdziwa perfidna zołza, a ten szelmowski uśmiech na twarzy jaki wtedy miałam, no perfidia do kwadratu i jeszcze z uśmiechem
Avatar użytkownika
Madulka
 
Posty: 348
Dołączył(a): Pn, 11.09.2006 21:06
Lokalizacja: Gda

Postprzez Krystyna Janda Pt, 12.10.2007 05:12

Wspaniała historia , dla nas , dla Pani trochę mniej zabwna. Dziekuję. Nienawidzę go z tej historii.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja