przez Małgosia Sz Pn, 15.01.2007 12:59
Oj Trzynastko dociskasz nas z tym Beckettem... boję się, że nie sprostam Twoim oczekiwaniom, bo się na Beckecie kompletnie nie znam! Na żywo w teatrze widziałam tylko spektakl Zapasiewicz gra Becketta w Teatrze Powszechnym w Warszawie, trzy jednoaktówki w tym Ostatnia taśma. Spektakl mistrzowski, w reżyserii Antoniego Libery, tłumacza i wielkiego znawcy Becketta.
Nie bardzo zatem wiedziałam o co chodzi KJ, kiedy pisała w dzienniku, że tym razem pokażą Becketta innego, optymistycznego, nie znałam treści Szczęśliwych dni (właśnie znalazłam w internecie, że w styczniu była też premiera tego spektaklu w krakowskim Teatrze Stu – ponoć udana. Może ktoś był i widział?), nie wiedziałam czego się spodziewać. Dopiero po sztuce trochę doczytałam, w tym z programu, zamieszczonego przez Annę (Izannę), którego nie zdążyłam kupić (w zamęcie poznawania nowych osób z forum - jak zawsze było bardzo miło). Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby odejść trochę od wizji Becketta i zrobić to po swojemu. Jeżeli ktoś wystawi coś inaczej, to dobrze byłoby czytelnie pokazać po co? KJ umieszczona była w fotelu, a nie w kopcu piachu, stąd dla osoby nie znającej tak jak pisałam treści sztuki, była to chyba zmyłka, po przez znaczną część sztuki zastanawiałam się co się stało, że bohaterka nie może chodzić, czy uległa jakiemuś wypadkowi, czy też nie może chodzić z tych samych powodów dla których nie może złożyć parasolki (czyli z powodu czegoś w środku, co jej nie pozwala tego zrobić)? Czekałam na jakieś wyjaśnienie i nic z tego. Z powodu tego fotela, zupełnie niezrozumiałe było też opowiadanie o parze, która zastanawiała się, dlaczego bohaterka jest zakopana po piersi w piachu, czy może chodzić, czy nie, kto ją tam umieścił itp. Jeżeli chodzi o to co „autor miał na myśli” to ja zrozumiałam z tego tyle, że w życiu trzeba umieć cieszyć się z drobiazgów, doceniać najmniejsze chwile szczęścia, że życie jest jakie jest a innego nie będzie (czy to jest tak zupełnie optymistyczne?).
Jerzy Trela bardzo dobry. Mimo, że wypowiada w sztuce tylko kilka słów i śpiewa kawałek piosenki za każdym razem, kiedy pojawia się na scenie w szlafroku w kwiaty i w burych kalesonach przykuwa uwagę. KJ ... no to nie będzie moja ulubiona jej rola. Od jakiegoś czasu mam tak, że w zasadzie podoba mi się KJ w sztukach przez nią zrobionych, uważam, że ona najlepiej wie, jak siebie obsadzić. Czy w Mewie Czechowa czy tutaj... coś mi zgrzyta. O ile w Małej Steinberg po dwóch minutach widzi się małe autystyczne dziecko, a w Uchu od pierwszego zdania wściekłą Tońkę, tak tutaj ... niestety do końca nie zobaczyłam Winnie.
Ale sztuka prawdziwa, kilka razy w relacji Winnie – Willy zobaczyłam siebie i T. (trochę się przeraziłam, że czasami gadam do T. jak najęta zupełnie bez sensu), wiem, że podobnie miała Marysia, ktoś inny zobaczył tam swoich rodziców czy znajomych. Pójść do teatru na pewno warto. Co więcej, mam ochotę zobaczyć Szczęśliwe dni w innym wykonaniu i innej interpretacji, pewnie nie w Londynie hihihi ale w Krakowie?
Emciu bardzo dziękuję za zdjęcia. W Warszawie też ma być budowane Muzeum Sztuki Współczesnej, już od kilku lat różni panowie ściskają sobie ręce na rogu ¦więtokrzyskiej i Marszałkowskiej, no ale nic jeszcze z tego ściskania nie wyszło.
Izanno, a właściwie Anno miło było Cię poznać, nawet bez okularów!
Miłego dnia Druhny i Druhowie
Ps Arturze, a w niedzielę publiczność się śmiała, kiedy na scenę wszedł Trela?