"Gazeta" dotarła do listu Güntera Grassa napisanego przez pisarza do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Grass dziękuje w nim tym mieszkańcom Gdańska, którzy nadal darzą go zaufaniem.
Z jego treścią oprócz Adamowicza zapoznał się dotąd jedynie Lech Wałęsa. - List mnie przekonuje, nie będę się więcej konfliktował z panem Grassem - skomentował b. prezydent. - Zrozumiałem, że Grass nie grał swoją służbą w SS po to, by sprzedać więcej swojej książki. Mam satysfakcję, bo to była jego spowiedź. Ten pan dał dobry przykład innym.
Oto cały list Grassa do prezydenta Adamowicza
"Szanowny Panie,
Dziękuje za Pański i list i zaufanie, którego jest dowodem. Za nim moja najnowsza książka "Obierając cebulę" stała się przedmiotem publicznej debaty, informacja na temat znamiennego wprawdzie, nie dominującego jednakże treści książki epizodu z moich młodzieńczych lat, wywołała konsternację, która mogła zdezorientować mieszkańców Gdańska, dla mnie jednak przybrała wręcz groźny egzystencjalnie rozmiar.
W książce, która opowiada o mojej drodze życiowej poczynając od 12 roku życia, czyli roku 1939, relacjonuję, jak w młodzieńczym zaślepieniu 15-latka zgłosiłem się do służby na okrętach podwodnych, do której nie zostałem jednak przyjęty. Zamiast tego we wrześniu 1944 roku, w wieku bez mała 17 lat zostałem bez swojego udziału, wcielony do Waffen SS.
Podobny los przypadł w udziale wielu z mojego pokolenia. Te dwa tygodnie mojego wojennego zaangażowania, od początku do końca kwietnia 1945, przetrwałem chyba tylko przypadkiem.
W powojennych latach i dekadach, po ujawnieniu straszliwego wymiaru zbrodni wojennych Waffen SS, ten krótki, ale jakże ciążący na mnie epizod z lat młodzieńczych, zachowałem dla siebie, nie wymazałem go jednak z pamięci. Dopiero teraz, z wiekiem, znalazłem odpowiednią formę opowiedzenia o tym w szerszej perspektywie. To milczenie może być oceniane jako błąd - jak to się właśnie dzieje - może być też potępiane. Muszę też pogodzić się z tym, że Obywatelstwo Honorowe jest przez wielu mieszkańców kwestionowane. Nie mam też prawa przywoływać w tej sytuacji wszystkiego tego, co na przestrzeni pięciu dziesięcioleci było istotą mojego dorobku jako pisarza i zaangażowanego obywatela RFN. Chciałbym jednak zachować sobie prawo do stwierdzenia, że zrozumiałem tę bolesną lekcję, jaką życie dało mi w młodości: świadectwem tego są moje książki i moja polityczna działalność.
Ubolewam, że Pana i mieszkańców Gdańska, miasta z którym jako gdańszczanin z urodzenia jestem bardzo związany, obarczyłem decyzją, której podjęcie byłoby zapewne łatwiejsze i chyba bardziej sprawiedliwe, gdyby moja książka była już przetłumaczona na język polski.
Na koniec mojego listu chciałbym podziękować tym mieszkańcom Pańskiego i mojego miasta, którzy w dalszym ciągu darzą mnie zaufaniem.
Kiedy bardzo wcześnie, bo już na początku lat 50-tych musiałem zrozumieć, że utrata mojego miasta rodzinnego, będąca następstwem niemieckich win, jest nieodwracalna, publicznie dawałem temu wyraz - przyznaję - bolesnemu faktowi, między innymi wtedy kiedy w grudniu 1970 towarzyszyłem w Warszawie ówczesnemu kanclerzowi Willemu Brandtowi.
Od tamtego też czasu, ze względu na powojenną historię Gdańska, strata ta stała się dla mnie o wiele mniej dotkliwa, ponieważ to właśnie z Pańskiego i mego miasta wyszły znaczące impulsy polityczne w postaci wciąż wybuchającego ruchu robotników walczących o wolność, ruchu, który następnie pod nazwą "Solidarność", wszedł do historii, podobnie jak przywódca - Lech Wałęsa. W moich książkach ruch ten znalazł swoje literackie odbicie, zaś w moich tekstach politycznych wskazywałem na to, że to w Gdańsku po raz pierwszy potrafiono zapobiec rozlewowi krwi dzięki metodzie "Okrągłego Stołu". Miałem wiele powodów do dumy z mojego miasta rodzinnego, którego duchowa postawa promieniowała na całą Europę, gdy szło o to, by w bezkrwawy sposób zakończyć dyktaturę, jak też walnie przyczynić się do obalenia Muru Berlińskiego i otwarcia drogi dla prawdziwej demokracji. Wszystko to dodało mi otuchy, aby kontynuować raz po raz utykające w martwym punkcie rozmowy między Polakami i Niemcami, między Niemcami i Polakami, tak abyśmy byli wszyscy w stanie wyciągnąć z lekcji, jakakolwiek byłaby ona bolesna, taką naukę, która pozwala na wzajemne zrozumienie.
Serdecznie pozdrawiam,
Günter Grass
źródło: gazeta.pl
Jeszcze słówko usprawiedliwienia z mojej strony. Robię tutaj taką małą "prasóweczkę" na wypadek, gdyby gdzieś w natłoku codziennych obowiązków umknęło Pani to i owo... Mam nadzieję, że te wiadomości wywierają pozytywny wpływ na Pani samopoczucie.
Serdecznie pozdrawiam, Pani Krystyno.