Pamiętam występ Krystyny Jandy w Tychach - w Teatrze Małym. Żywo byłem ciekaw od samego początku jaki będzie nowy Teatr Polonia czy kolejna scena na Marszałkowskiej będzie należeć do moich ulubionych!
Wreszcie doczekałem się - "Ucho, gardło, nóż" - monodram poruszająco - przeszywający, cierpki, ale i dający po 'systemie'. Wiedziałem już wtedy, że z Polonią nie ma żartów; że w takim teatrze czułbym się dobrze! Niestety mieszkam daleko od Warszawy i nie miałem okazji odwiedzić Polonii - jednak nie przeszkadza mi to kibicować Teatrowi. Z nadzieją na kolejny wpis odwiedzam dziennik i żywo przejmuje się losami sceny.
Ale w zasadzie nie o tym chciałem...
Po występie w Tychach poszedłem na nocną zmianę - gdzie mam internet i komputer. Powziąłem mocne postanowienie, do którego realizacji od dawna nie umiałem się zabrać. Tak właśnie na tej nocce sam zacząłem sie uczyć tekstu monodramu, który od dawien dawna zaprzątał mi głowę, ale nigdy nie było okazji by zacząć pracę nad tekstem (jestem takim sobie artystą-amatorem). Oprócz pracy prowadzę ze znajomymi mini firmę zajmującą się organizacją działań artystycznych - nic wielkiego - ale daje dużo radości - dużo też kłoptów - wiecznie trzeba myśleć jak tu powiązać koniec z końcem. A to braknie na czynsz, a to na Zus, a to choćby na herbatę. Tak też czasu miałem mało na naukę tekstu - postanowiłem uczyć się w autobusach. Myśl zrealizowania powziętego celu - premiery - dodawał sił i wiary. Na tyle by uwierzyć, że tym razem się uda. Tak mijały miesiące. Gryzłem się z tekstem, kłóciłem - uciekałem, by wrócić. Jednocześnie w pomieszczeniu piwnicznym służacym jako miejsce prób dokonywałem pierwszych przymiarek tekstu. Znam swoje ograniczenia - nie jestem ani aktorem, ani z wykształcenia artystą - skończyłem wprawdzie studia kulturoznawcze - ale to raczej teoria niż praktyka. No i wreszcie nastąpił 16 lipiec. Na widowni zasiadło 6 osób (tylko tyle się mieści, a w zasadzie to dobrze, że zdarzenie jest wielce kameralne). Stres, emocje, napięcie, radość z osiągnięcia wyznaczonego celu. Jak było nie pamiętam, czuję że dobrze. Pochwał miłych zebrałem kika. Ale najważniejsza była ta wspólnota - jaką wytworzył teatr.
Od dawna chciałem Pani podziękować jako matce chrzesnej całego pomysłu i zapału. Może teraz jest ku temu okazja.
I gdy czytam jak zmaga się Pani z oporem materii - czasami choć na mikro skalę - wiem co Pani czuje...
Ale jak pisał poeta..."Niechaj żywi nie tracą nadziei..."
Pozdrowień moc
Marcin