Pani Krystyno, Pani ostatnia przygoda za kolkiem, w ktorej i straszno, i smieszno, wywolala u mnie rozne wspomnienia. Moja mama byla nalogowa palaczka. Zaczela wczesnie, majac kilkanascie lat. Opowiadala, jak pierwszy raz pojechala ze swoim chlopakiem, pozniej moim tata, w Jego rodzinne strony. Chcac dobrze wypasc przed Jego rodzicami, a mysleli dosc tradycyjnie, nie przyznala sie, ze namietnie popala. Ale tez nie cierpiala - co jakis czas wyskakiwala na papieroska za stodole, gdzie w koncu nakryl ja dziadek Janek. Z obawy, ze moglaby ich puscic z dymem, zaprosil na kopcenie do domu. Ale chyba swoje wiedzial, bo na slub juz nie dojechal. Mama zaczynala i konczyla dzien dymkiem - popielniczka zawsze czuwala na stoliku przy Jej lozku. Zdarzalo sie, ze musialam wieczorem udac sie do sasiadow w poszukiwaniu papierosow, bo film dlugi i mogloby ich nie wystarczyc na przebudzenie. Koszule nocne i posciel w malowniczo wypalonych dziurkach, ale to chyba oczywiste. A raz to prawie spalila dom. Historie znam z opowiesci, bo wydarzyla sie juz po moim wyjezdzie z Polski. Pety z popielniczki mama zawsze wyrzucala do kosza pod zlewem. Tak tez bylo tego omal nie tragicznego dnia. Po czym pojechala z moja siostra do pobliskiego miasteczka na zakupy. W tym czasie kosz, a po nim szafka tlily sie w najlepsze. Tu opowiesc mamy:
- A Gosia chciala jeszcze polazic i wrocic pozniejszym autobusem. Ale ja, tak jakbym cos przeczuwala, mowie: Nie, wiesz, jestem zmeczona, chodz wracamy tym o drugiej. - Uslyszawszy te relacje po raz trzeci, zrozumialam, na czym polegala odpowiedzialnosc mamy: uratowala dom, choc mogla go spalic.
Ale zanim to sie stalo, prawie zemdlala po otworzeniu drzwi do niego - takie mnostwo dymu ja owionelo. Szafka spalila sie prawie w calosci, nawet w pokojach na pietrze - na parapetach, zaslonach - mozna bylo znalezc pozostalosci tego powolnego kopcenia sie. Naprawde cud, ze nie wybuchl pozar. Albo chociaz butla z gazem. Ta przygoda wstrzasnela mama. Oczywiscie nie na tyle, zeby rzucila palenie, ale stala sie b.ostrozna. Przekonalam sie o tym, bedac u Niej w 2001 i 2002r. Teraz pety nalezalo wieczorem wyrzucac do blaszanej puszki z woda, a nastepnie wynosic na schody przed drzwi wejsciowe. A potem takie dialogi:
- Wyrzucilas?
- Wyrzucilam.
- Postawilas na podworku?
- Tak, postawilam.
- A daleko?
- Tak, u sasiadow na schodach...
Wspomnienia... Ciagle bardzo do Niej tesknie.
Pani Krystyno, nie bede Pani trula, wystarczy, ze papierosy to robia. Poza tym troche ich Pani wypalila, wiec na pewno widziala Pani haslo: Palenie szkodzi zdrowiu!
Ani przez chwile nie uwierzylam, ze straciła Pani cierpliwosc, zywiolowy optymizm, dzieciecy, chorobliwy entuzjazm, bezprzykladna naiwnosc, bezgraniczne zaufanie i niezachwiana wiare w dobre intencje ludzi. No, moze na chwile, nawet dwie, ale tak na zawsze? W zyciu!
Wszystkiego dobrego, duzo zdrowia. M.