Dziś stała się rzecz bardzo dziwna. Od jakiegoś czasu chodze zapracowana, naładowana, zła, dwie prace jednocześnie, w obu zamieszanie... wszystkie problemy znosze do domu, a potem całe noce siedze i przeżywam. Dziś też wkurzona o 14 ogłosiłam w pracy bezkrólewie i wyszłam by pojechać na UW. Siedziałm, słuchałam Pani i w zasadzie nie potrafię nawet tego wytłumaczyć, ale pomimo tego ogromnego ładunku energii jaką Pani dziś przesyłała, ja z każdym słowem coraz bardziej sie uspokajałam i wyciszalam. Wracałam do domu pieszo, powoli, stabilna, uśmiechnięta, z ogromną równowagą wewnętrzną. Nie wiem dlaczego tak się stało. W połowie maja, czyli w tej chwili mija równo 10 lat, odkąd wpadłam na Panią i sie wszystko zaczęło... Wchodze w kolejną dekadę spokojna. To fantastyczne uczucie i za nie Pani dziękuję.
Wracając kupiłam sobie tort bananowo-bezowy, o którym zawsze marzylam, jem go teraz od środka, o czym też zawsze marzylam i jest pięknie!
Ps. A odnośnie spotkania, tak się zastanawiam, jeśli miasto jest właścicielem części Polonii to czy ono ma wpływ na repertuar?