przez o Wt, 28.03.2006 16:32
Było u nas w szpitalu pewne dziecko. Bardzo cierpiące, ale uśmiechnięte. Dziecko doskonale sobie zdające sobie sprawę ze swojego stanu zdrowia. Nie układałam mu diety, bo nie miało apetytu. Chodziłam do sklepu i z własnych pieniedzy kupowałam to na co miało ochotę, by tylko zjadło. Dziś rano umarło, a ja nie potrafię dojść do siebie. Na moim biurku w pracy został serek truskawkowy. Ja wiem, ze taka jest smutna rzeczywistość, ze te dzieci czasem umierają, że codziennie któreś odchodzi... ale to moje pierwsze... takie osobiste... jak nad tym przejśc do porządku dziennego?