no przepraszam, no....
poniedziałkowa STEFCIA - okej...ale jak to mówią...
"wpuścić chłopa do biura to atrament wypije".
Zaczęło się od tego że moja LALKA ZANIEMOGŁA i jej koleżanka-przyzwoitka też..musiałem szukać zastępstwa-wziąłem kolegę z pracy, a drugiego biletu przyjąć w kasie nie chcieli...toteż STEFCIA kosztowała mnie podwójnie...trudno, jak chce się KULTURY ŁYKAć-TRZEBA PŁACIć..WCHODZIMY!!!
dzięęędobry , bąąątony..koafiury i tjurniuuury, a ten, zdejmując kurtkę- chlast...i po zegarku!!! a taki piękny był, na nóżce....(zegarek, nie kolega) chcąc łapać w locie zegarek rzucił torbę na bok...
na światełko...a tu nagle... siiiiiiiiiiiwy dym... TE ¦WIATEŁKA Z HALLU NIEBEZPIECZNE SĄ!!!
Pomyślałem sobie
-nieźle! Kryśka (przepraszam za te pouchwałość ale tak pomyślałem, co robić)
teatru jeszcze nie skończyła budowac a ten chce ją z dymem puścić...i do tego ten zegarek!!!
a potem dostałem krzywe krzesełko..a nie było żadnego wolnego..ale zaraz , zaraz..skoro miałem dodatkowy bilet, to ktoś się wrył na "krzywy ryj"?
potem Stefcia miała problemy i słychać było "OJ"
niestety siedziałem w ostatnim rzędzie i nie wiem co w telewizorze było...
tak sobie teraz pomyślałem
zegarek rozbity? torba spalona ? to chyba mamy REMIS? czyli co? mam nie przepraszać?
baaardzo było kulturalnie, baaaardzo.