Dzień Dobry Pani Krysiu!
Na Shirley byłam tylko raz i nie chciało mi się wierzyć, że to ostatni... Wówczas wiedziałam bowiem, że wybiera się Pani na urlop... a jednocześnie nie wyobrażałam sobie by bez Shirley mogło być... Na szczęście nie jest!
Shirley to nie kobieta, która odchowała już dzieci, a teraz smaży już tylko sadzone, dzień w dzień o tej samej porze... Nie. Nie ta epoka, nie ten czas. Więc czym może być Shirley dla 27-latki? Widzę ją w kontekście szarości. Kiedyś napisałam Pani, że nie chciałabym, żeby moje życie było szare. Miałam wrażenie, że takie jest. W ogóle wszystko było nie tak. Dzieciństwo bez ojca, szkoła bez głębszych wspomnień, studia takie, jakie „wyszły”, żadne wymarzone, żadne wybrane, bez żadnej szalonej i wielkiej miłości, po prostu bez..., potem praca... ale znów nie taka, jaką chciałam, wpadła w moje ręce cudem, w zawodzie, ale czułam się w niej nieswojo, zwłaszcza wśród ludzi, którzy mnie w niej otaczali... więc rozstaliśmy się... W międzyczasie „poznałam” Shirley. Byłyśmy uśpione. Ona miała dom, a ja pracę. Dni mijały, szare, bez emocji, nie TAKIE... W końcu nastąpił kres. Puściły mi nerwy i powiedziałam dość. Ona zrobiła to pierwsza. Shirley. Taka odwaga! Zostawić kartkę i pojechać do Grecji! Pomyślałam, że tak nie mogę. Że to nie jest moje życie, nie zgadzam się! Shirley uświadomiła mi, że należy żyć tak jak się chce, tak żeby być szczęśliwym człowiekiem. Zrozumiałam, że ja też mogę obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że zmarnowałam życie. Że w każdym momencie swojego życia można wszystko zmienić. Wystarczy się odważyć. Nie musiałam jechać do Grecji. Moja Grecja to moja nowa praca, a mój kochanek to droga, którą zmierzam, by być szczęśliwym człowiekiem.