Pani Krystyno!
Ja w nawiązaniu do listu Małgorzaty do Pani...
Każdy z nas inaczej przeżywał lub będzie (oby jak najpóźniej) śmierć kogos bardzo bliskiego. Mi wydawało się, że wiadomość o śmierci bardzo kochanej osoby (Mamy) przyjmę ze szlochem...a..gdy ONA umarła, gdy lekarz powiedział mi o tym...stanęłam "jak wryta" i stałam i...nie potrafiłam zrobić nawet jednego kroku, parę kroków dalej stał fotel, a ja nie potrafiłam do niego dojść. I nie było szlochów, ja wtedy, w tym momencie nie potrafiłam nawet płakać.
Scena śmierci Mirona to chyba jedna z trudniejszych scen do zagrania.
A tak swoją drogą patrze na zdjęcia z planu filmowego i oczom nie wierzę, jak można postarzeć kobietę. I nie przez siwiznę, przez ubiór chociażby...
Pozdrawiam cieplutko z upalnego ¦ląska.
Marysia