Pani Krystyno tym dzisiejszym dziennikiem wywołała Pani wiele wspomnień. Debiut… debiut na scenie… pamiętam jakby to było wczoraj…
Miałam 7 lat… wtedy jak na swój wiek byłam wysoka, miałam dłuuugie czarne włosy, ubrana byłam w liliową sukienkę z podniesionym stanem (co mnie bardzo denerwowało), białe rajstopy i białe baletki, na głowie miałam słomkowy kapelusz z lilową wstążką. To widowisko taneczne nazywało się „HADES” i tańczyli w nim ludzie dużo starsi ode mnie. Nic już później nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak wtedy HADES… a kankan… boski!! Pamiętam próby generalne w strojach ze światłami… stałam i patrzyłam na to wszystko z otwartą buzią… i wiedziałam, że to jest to co chcę robić.
Podczas któregoś występu, kiedy biegłam za kulisami na swoje miejsce, Paweł, który grał Orfeusza złapał mnie i zapytał:
- masz tremę?
- a co to jest? – zapytałam
On i kilka jeszcze innych osób, które się w tym czasie nade mną zebrały uśmiechnęli się…
- no czy boisz się wystąpić na scenie?
Popatrzyłam na nich ze zdumieniem i odpowiedziałam:
- Nie! A dlaczego miałabym się bać?
Po czym pobiegłam uśmiechnięta na swoje miejsce, bo już miałam się wyłaniać z dymu. Ja i jeszcze dwie dziewczynki byłyśmy zjawami w postaci dzieci czy coś takiego.
Chciałabym mieć teraz tą pewność, którą miałam wtedy…
pozdrawiam