Pani Krystyno, oto fragment wywiadu z Tadeuszem Konwickim:
"(...)Nie stawiał oporów obyczajowych: jak trzeba było obalić flaszeczkę, to chętnie to z nami wykonywał. Ja boleję, że dawno temu ośmieliłem się opisać pewną jego przygodę, ale jeśli on mnie wtedy nie podał do sądu, to ja ją teraz przypomnę. Kilar poszedł kiedyś z małżonką - ma wspaniałą żonę - do Orbisu, załatwiać jakiś wyjazd. A że był troszeczkę walnięty przyjęciem z poprzedniego wieczora, chciał gdzieś sobie odpocząć, przyłożyć się na moment. Gdy żona załatwiała formalności, znalazł kącik za kotarą i położył się. Potem okazało się, że leży na ogromnej wystawie tego Orbisu.
Dlaczego Kilar palnął taką fantastyczną muzykę do Salta, to ja nie wiem. Mógł przecież zrobić coś, żeby mnie zbyć. Do końca życia będę mu wdzięczny. Mniej więcej rok po wejściu filmu na ekrany słucham jakiegoś angielskiego zespołu i nagle dociera do mnie jakby parafraza tańca z Salta. Aha - myślę sobie, gdzieś musieli to słyszeć, kogoś to zafascynowało. Co tu dużo gadać, przypuszczam, że film bez tej muzyki znaczyłby o pięćdziesiąt procent mniej.
Spotkaliśmy się z opinią, że Salto jest polemiką z Wajdą. Zaczyna się w momencie, w którym kończy się Popiół i diament. Tam w finale Cybulski umierał, leżąc na śmietniku, a u Pana, na początku filmu - po skoku z pociągu - leży, w pozycji embrionalnej, tak jak u Wajdy, po czym wstaje, otrzepuje się i idzie dalej.
To stwierdzenie mnie poniża, godzi w moje ambicje. Dlaczego miałbym z jakimś filmem, nawet bardzo dobrym, polemizować? Nigdy nie wdawałem się w żadne polemiki. Ja polemizowałem tylko ze swoim społeczeństwem albo ze sposobem myślenia mojego otoczenia, z codziennością myślową i moralną, polemizowałem ze swoim czasem współczesnym. Taka polemika mnie interesowała.
To oczywiste, że zaangażowanie Zbyszka Cybulskiego może nasuwać asocjacje z Popiołem i diamentem. Ale ja wziąłem Zbyszka, bo nadawał się, jak nikt inny, do zagrania Kowalskiego-Malinowskiego.
Pamiętam, co powiedział mój przyjaciel Wilhelm Mach: - "Wiesz Tadzio, ty zawsze po swojej książce robisz coś przeciwko sobie. Sam siebie atakujesz". To możliwe. Bo trzeba wiedzieć, że wtedy żywy był jeszcze Sennik współczesny, więc Salto można było odczytać jako polemikę z samym sobą: że zniechęcony tym, iż się zapędziłem w jakiś zaułek ze swoim, w cudzysłowie, wizjonerstwem, tu nagle otrzeźwiałem i zdystansowałem się.
Czy rozmawiał Pan kiedyś o Salcie z Wajdą?
Nie wiem, czy Wajda zauważył, że ja zrobiłem jakiś film. Nie jestem tego pewien.
Zauważył. Powiedział kiedyś w programie telewizyjnym, że z filmów wyprodukowanych w roku 1958 - wspaniałym dla polskiej kinematografii - największe wrażenie zrobił na nim Ostatni dzień lata.
Wajda jest naprawdę szlachetny. Ma gest. Mnie z trudem przychodzi wielkoduszność wobec świata. Staram się jednak, moja świadomość cały czas trąca mnie w bok, żebym się zachowywał wielkodusznie i z honorem(...)."
Pozdrawiam. Wysłałem niedawno do Pani, do Korespondencji, felieton. Jak Pani będzie miała czas i ochotę prosze przejrzeć. Znajduje się teraz już na drugiej stronie listów p.t. "Anachroniczne mędrkowanie". Szczęścia życzę.