przez micluk Pn, 25.04.2005 11:10
Kupiłem coś, co już od zbyt częstego użytku zupełnie zniszczało. Mianowicie dwie pozycje leżace "w konstelacji mojego ducha", jak się mawia:
Francois Rabelais:"Gargantua i Pantagruel",
Michel de Montaigne:"Próby"
aaa i jeszcze na horyznocie pojawiły się Niebezpieczne związki Laclos'a.
Poza tym "Lunatyków" Brocha, zaległe książki Gombrowicza, wspomnienia Reicha-Ranickiego, "Dawnych mistrzów" Thomasa Bernharda, "Mistrza z Petersburga" Coetzee, i wymieniać, a wymieniać. Teraz pozostało, posługując się gwarą (niestety ustrój wykształca nawet swój język) kapitalistyczną - skonsumować ( z tego miejsca chciałem powiedzieć, że wielki i gwałtowny, wybuchający z choleryczną żywiołowością, wstręt budzi we mnie określanie literatury wolnorynkową nowomową). Pozdrawiam, Michał.