Kangurzyco, a dla Ciebie specjalny puchar ode mnie wraz z podziękowaniami za odkręcanie kota ogonem. Miszczostwo świata
No, to tera ja.
Czy ja mówiłam, że nasi nie wygrywali? Cyt. "Sam finał to niespodziewany sukces i należy to oczywiście docenić.". Ale chodziło o wczorajszy mecz finałowy, a w tym przegrywali od początku, nie zaprzeczysz. Istotą kibicowania jest wiara w zwycięstwo i czekanie na nie za każdym razem. Masz rację, nie wiemy, jak zagrałby Jureczek, ale wiemy, że z Tsongą wygrał (no, nie mów, że nie pamiętasz jak podarł koszulkę, hihi). Jureczek nie jest wiecznie nabzdyczony, nie zgadzam się z tym (jak również z tym, że sodówka nie ma tu nic do rzeczy). Na pewno nie wyróżnia się jakoś szczególnie pod tym względem na tle innych zawodników. A widziałaś jaki Tsonga był podkurzony, jak tylko tracił punkt wczoraj, że już o urwaniu mu seta nie wspomnę? Dla mnie to normalne. Zawsze jest tak, że ktoś musi przegrać, aby ktoś inny mógł wygrać. Ale zawsze się liczy na walkę do końca, a tu przecież nie było walki naszych od początku (mówię o wczorajszym meczu, żeby nie było). I chodziło mi o to, że choć nie wiemy, z jakim skutkiem Jurek by zagrał, to na pewno by nie odpuścił. To miałam na myśli pisząc, że żałuję, że mu nie wyszło z Hopmanem. Co wcale nie zmienia faktu, że bardzo mnie cieszy, że Grzesiu umiał się znaleźć i dać się poznać od dobrej strony. Zdecydowanie zrobił więcej, niż od niego oczekiwano. Z tym, że wynik to jedno, a walka do końca to drugie. Prezentacja na korcie, sympatyczność, cudność itp., itd., mają oczywiście znaczenie, ale od sportowców oczekuję przede wszystkim tego, że będą walczyć do końca, i wygrywać oczywiście (ale walka przede wszystkim).
Nie powiedziałam, że Francuz był w naszym zasięgu, tylko Francuzi (liczba mnoga). Mówiłam to z perspektywy postawy Grzesia w meczu z Tsongą oraz znacznego opadnięcia z sił Cornet, widocznego w meczu z Agą. Ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to była tylko taka jej gierka, aby uśpić czujność naszych (stary numer przecież, chyba nie raz też to widziałaś). Jeśli tak, to zarówno ja jak i oni daliśmy się nabrać. W mikście, gdzie praktycznie Cornet powinna już gryźć kort, nie widać było po niej żadnego zmęczenia. Może i nie ona ciągnęła ten wózek, ale nie umniejszałabym jej roli, bo właśnie w meczu z Agą dała pokaz siły swojej determinacji (bez względu na to, czy faktycznie coś ją bolało, czy tylko udawała). Tej determinacji w ogóle nie było u naszych w finale.
Oczywiście, że brak transmisji chociaż finału w naszej publicznej tv to narodowa tragedyja i skandal. Jak na ostatnim Wimbledonie trzech naszych dotarło do ćwierćfinału, to dostali ordery od samego Prezydenta. Historyczny finał Polaków nie doczekał się choćby transmisji.
Dobrej niedzieli wszystkim!