Można powiedzieć, że jesień przyszła z pompO i z przytupem. Bardzo się cieszę, bardzo na nią czekałam. Kocham jesień, to moja ulubiona pora roku, a jej kolory, to moje ulubione. Uwielbiam ten czas od początku jesieni do Nowego Roku. Imieniny Miśka, urodziny Sowy Starszej, Halloween, Wszystkich Świętych, Zaduszki i moje urodziny, Święto Niepodległości (kurczę, w tym roku w niedzielę, ale na szczęście jest Diana Krall w Kongresowej, mój prezent dla siebie na urodziny), Andrzejki, Mikołajki, Boże Narodzenie, Nowy Rok. Jesienna pogoda może być do samego końca listopada, ale z początkiem grudnia czekam już na śnieg, jednak tylko do Nowego Roku. Potem nie jest mi już do niczego potrzebny i zaczyna mnie wkurzać. Mimo wielu radosnych momentów jesień kojarzy się jednak z melancholią, smutkiem, przygnębieniem, zniechęceniem, deprechą, przemijaniem, no jednym słowem z naszym ulubionym dnem. A w tym roku wraz z jesienią stuknie mi pięćdziesiątka, dorbaldie dno dna do nieskończoności. Będzie się można dnoić i dołować na maksa, bez ograniczeń, hihi. Ale fajnie! Już się nie mogę doczekać! Ale nie uprzedzajmy faktów. Wszystkie pory roku to ja lubię wyłącznie u Vivaldi'ego. No dobra, trochę zimę, ale tylko ze względu na Święta i Nowy Rok, tylko i wyłącznie. Poza tym jesień, jesień, jesień. Zima - za zimna, lato - za gorące, wiosna w mieście - czarny śnieg i śmierdzące psie kupy ukazujące się po jego stopnieniu, błoto pośniegowe, a poza tym zapowiedź zbliżającego się gorąca. Tylko jesień, i nie tylko złota, ale taka szarugowa, mżawkowa, deszczowa, mgielna, wietrzna też.
No to na dobry początek
http://www.youtube.com/watch?v=Gk20o_-LZn8Dobrej jesieni dla wszystkich!!!