...czuję coraz bardziej, że życie przecieka mi przez palce. Wiele z moich planów legło w gruzach a ja nadal stoję w miejscu, pracuję tam, gdzie muszę a nie chcę. Bardzo chcę skończyć szkołę a nie mam jak, bo uczących się wieczorowo nikt nie chce przyjąć do pracy. Jestem coraz bardziej niepotrzebna, ludzie o mnie zapominają, odzywam się do nich, nie mają czasu. Taki dzisiejszy człowiek - traci zdrowie by zarobić pieniądze a potem traci pieniądze by ratować zdrowie. Jeszcze jak traci to zdrowie robiąc to co sprawia mu radość, to niech mu tam. Jednak jak pracuje i nie może powiedzieć, że lubi swoją prace i z radością tam wraca... Ktoś by zapytał: to po co tam pracujesz? Odpowiedź jest prosta: Dziś ciężko jest robić co się lubi, zazwyczaj idzie się tam, gdzie Cię chcą. Pracując w zeszłej pracy wyszłam z założenia "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Przez 4 miesiące, odkąd zostałam zwolniona, próbowałam różnych zajęć. Doszłam w końcu do wniosku, iż chcę wrócić tam, gdzie byłam. Niby długo się pracuje bo 12 godzin, jednak jak jestem zmęczona to nikt za mną nie wrzeszczy, że nie mam prawa wyjść zza kasy, nawet za potrzebą. To jest jakaś paranoja, zastanawiam się czasami czy tak było w czasach PRLu - wyzysk, zero człowieczeństwa i zarobki na takim poziomie, że człowiek, który utrzymuje się sam nie jest w stanie wyżyć za to od wypłaty do wypłaty. Faktem jest, ze przerwałam studia polonistyczne. Uznałam po prostu, że to nie to. Ciągnęło mnie zawsze do aktorstwa, śpiewania i zastanawiam się dlaczego nie spróbowałam chociaż dostać się na studia w tym kierunku. Mama mi mówiła, że nie zdam, że się tam nie nadaję i nie ma po tym przyszłości. Mogłam jej nie słuchać. Stwierdziłam, że skoro nie tam, to pójdę na ratownictwo itd itd.
Dziś zastanawia mnie jedno, po co jestem na tym świecie i komu jestem potrzebna?