Kocham AO m.in. za jego nieprzewidywalnosc i zaskakujace zwroty akcji. Bo jakas chwilowa niedyspozycja, spadek formy fizycznej czy psychicznej odpornosci, rownie waznej, oniesmielenie przeciwnikiem, doping kibicow lub jego brak, co tez moze wkurzac (na meczu z Kubotem jego przeciwnik krzyczal w strone ‘swojej’ widowni: „Glosniej, glosniej!”), zmiana pogody, zmiana nastroju... I naprawde wszystko sie zdarzyc moze. Tuz przed rozpoczeciem AO faworytami tutejszych komentatorow sportowych byli zdecydowanie Federer i Nadal. Raz u kogos pojawil sie Djokovic, ale rowniez Soderling, ktory odpadl w 4. rundzie. Murraya w finale chyba nikt nie bral pod uwage.
Zasady turnieju sa jasne i proste: tylko jeden moze przejsc do nastepnej rundy, odpada slabszy, nie ma zadnych remisow, miejsc ex aequo, ram czasowych, gra sie do upadlego, czesto doslownie, no chyba, ze ktos wczesniej ‘peknie’ i zrezygnuje. Po powrocie z plazy ogladalam koncowke ostatniego setu Kuzniecowej i Schiavone. Set skladal sie z 30 gemow i trwal trzy godziny, co jest absolutnym rekordem, wiec i ‘koncowka’ byla niezla. Po tym boju Kuzniecova, ktorej kibicowalam, powiedziala, ze byly takie momenty podczas gry, ze nie wiedziala, kto ma serwowac, jaki jest wynik i kto prowadzi. Oprocz koncowych meczow duzo emocji dostarczyly mi dwa pojedynki rozegrane na poczatku turnieju. I tak w 1. rundzie Nalbandian-Hewitt. Pierwszego lubie juz od dawna, drugiego nie znosze. Jak ja sie cieszylam, kiedy Hewitt uciekal z kortu... Zadne slowa tego nie opisza. A jak mi pozniej Stary dogadywal, znaczy przynudzal, kiedy Nalbandian ‘pekl’ w nastepnej rundzie... No i co z tego! Swoje zadanie juz wykonal. Drugi ekscytujacy mecz to obejrzane na zywo starcie Tipsarevic-Verdasco. Druga runda, a mecz-bajka! Tu, Placuniu, moge odpowiedziec na Twoje pytanie z poprzedniej strony: „czy Roger może odwrócić losy meczu od stanu dwa w plecy?” Oczywiscie, jest to mozliwe.
Chociaz akurat, jak wiemy, Rogerowi sie nie udalo. Ale Verdasce tak! Zgodnie z zasada wyznawana przez Starego: kto wygrywa trzeci set, wygrywa caly mecz (zalozenie: przeciwnik wygral dwa pierwsze sety, no i rzecz jasna sa od tej zasady wyjatki). We wspomnianym meczu Tipsarevic bez problemu wygral dwa pierwsze sety – ‘dwa w plecy’ dla Hiszpana. Trzeci-punkt zwrotny nalezal do Verdasco. W czwartym Tipsarevic prowadzil 6:5, serwowal, stan 40:15 dla niego i dwa match points. Czujecie, dziewczyny, to napiecie? A co biedny Verdasco mial powiedziec?! Nic. Tylko absolutna mentalna mobilizacja. Doprowadzil do tiebreaku (wynik: 7:0) i wygral ten set. Widownia szalala, Kangurzyca zerwala sie i cos krzyczala, ale juz nie pamieta co... No mowie Wam – bylo! Piaty set – pestka: 6:0 dla Hiszpana. Radosc wielka, bo lubie tego tenisiste. Jego maraton z Nadalem w 2009 roku na wieki pozostanie w mojej szufladce pt. ‘Mecze nad meczami’. Tipsarevic po walce powiedzial, ze w tym ostatnim secie nie poddal sie, nie byl zrezygnowany czy psychicznie pokonany, nie, nic z tych rzeczy. Byl po prostu fizycznie dead. Bo rzeczywiscie, walczyli jak Waligora z Wyrwidebem, pilki tak swistaly, ze i mnie chwilami trwozyla ich predkosc. Artykul o tym meczu zamieszczony na stronie AO nosi tytul: "Heroic Verdasco comes back from the dead".
Wielu zawodnikow chwalilo, jak co roku zreszta, wspaniala publicznosc i atmosfere podczas turnieju. Novak powiedzial, ze czasami czuje sie tu jak na meczu pilki noznej (no nie wiem, moze nie ma powodu do radosci...) Wakacyjny luz, duuuzo slonca sprawiaja, ze ludzie potrafia cieszyc sie tu tenisem i goraco dopingowac swoich ulubiencow.
Dziewczyny, mam troche zdjec z ‘mojego’ dnia na AO (19/01). Jedno slowko i zamieszcze kilka.
Goraco pozdrawiam.
W tym roku Placunio przebrala sie za mnie, czyli za kangurzyce.