Drodzy Państwo,
Bardzo bym nie chciał rozciągać tematu wulgaryzmów w tej sztuce ale czuję, że chcę coś napisać. Rozumiem osoby, którym język nie odpowiada, drażni i powoduje złe samopoczucie jeśli chodzi o estetykę. Ale czy do teatru chodzi się dla "duchowej uczty" czyli sztuki dla stuki i aby tam być? Czy aby z niej coś wynieść? Szanuję Państwa zdanie ale zastanówcie się-czy gdybyście przeżyli to co Tonka to chcielibyście mówić przepięknym językiem, poetyckim? W moim rozumowaniu byłoby to kłamstwo wobec samego siebie. W takim przypadku zawsze zadaję sobie naiwne pytanie: "Gdzie się podziała ludzka empatia"? Łatwo się oburzyć, skrytykować...trudniej zastanowić i zagłębić w przeżycia bohatera. I zrozumieć dlaczego mówi tak a nie inaczej. Język sztuki to zamierzony środek wyrazu a nie podsłuchana konwersacja na przystanku tramwajowym.
Dla mnie postać Tonki i sztuka są niezwykle ważne. Niesamowicie poruszające, skłaniające do o wiele głębszych refleksji. Na pierwszy spektakl zaprosiłem koleżankę-niesamowitą gadułę. Po wyjściu z teatru przez kilkanaście minut nie powiedziała ani słowa. A dla niej to niemalże olimpijski wyczyn. I znak...że postać Tonki jest bardzo ważna i głęboka.
Pozdrawiam, wszystkim spokoju życzę...i niektórym empatii :