Wspaniałe te Wasze przygotowania a program superciekawy i b. napięty
Placiuniu,
Tenisowej sagi nie będzie, ale dopisze jeszcze jaka była atmosfera w środku (oprócz tego ze był upal, tegoroczny Wimbledon jest jakiś nietypowy, już prawie 2 tygodnie upałów, no i pewnie dlatego ja taka śnięta i bez Marginesowej energii!).
W środku więc wszędzie tłumy, to jest ogromny kompleks, kilkanaście kortow, całe zaplecze gastronomiczne, sportowe, rekreacyjne itp. Codziennie przewija się tam min. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Udalo mi się obejrzec mecz A Radwdanskiej z Peng. Kort nr 14 maly kort, tzn. trybuny, 3-4 rzędy tylko, wiec świetna widoczność., wszystko słychać, kazde westchnienie grających niemalże. Po którejs przerwie udało mi się dostać m-ce siedzące. Akurat w pobliżu rodziny Radwańskich. Tata komentował na głos. Rzucał do AR głównie 2 uwagi: „Gramy, gramy” oraz niezrozumiałą dla mnie: „Jedynka”. Był chyba też dziadek AR, starszy pan, którym bardzo AR zagrzewał do walki głośno klaszcząc przed prawie każdym serwem czy to jej czy Peng. Bardzo się to nie podobało paniom siedzącym poniżej (raczej Angielki), więc one ostentacyjnie kibicowały Chince. Komedia!
Mecz to była męka, pewnie widzieliście, Ponad 3 godziny. AR była już później taka zrezygnowana i zła. Peng bez śladu emocji, grała do końca, o każdą piłkę. Tego brakuje naszej AR niestety.
A ja przez tą słabą grę AR strąciłam okazję do obejrzenia innych ciekawych meczów Pogladalam wiec mniej ciekawe, obeszłam caly kompleks, posluchalkam jazzu w ogrodku. Truskawek nie jadlam, uzywanych w turnieju pilek tenisowych nie kupiłam. Ale jeśli się uda wracam tu za rok, chyba z namiotem...
jesli mi sie uda to wkleje kilka fotek