no tak, na szczęście jeszcze trochę mi zostało /choć mój M już dzisiaj dorwał się do pierniczków zamiast tak jak OliB- S -okna szorować
/ więc dla spóźnionych dorzucam trochę pierniczków,
dla głodnych chleb /taki wypiekany we wiejskim piecu/ i dla spragnionych piwo kozicowe
/ nazwa pochodzi od kozic (gałązka) jałowca/
a tak na marginesie, to w tej stodole naprawdę można było znaleźć cudeńka, i dla siebie i na prezenty, nauczeni doświadczeniem z lat ubiegłych, gdy po powrocie żałowaliśmy, że tego czy tamtego nie kupiliśmy – w tym roku „braliśmy” bez zastanawianie się…
a że i pora była słuszna, północ, tłumów nie było, więc co rusz mój M, latał i upychał do bagażnika… /Tessa, Malga - tez byście tak latały
/
a jeszcze dodatkowa przyjemność w rozmowach ze sprzedającymi,
a na pytanie czy można zrobić zdjęcia – jeszcze poprawiali, ustawiali swoje dzieła,
obiecałam, że ich dzieła zobaczą ludzie daleko stąd…
dzięki więc wielkie dla WAS tu zaglądających, rzecz jasna, przy okazji im opowiem, że nawet ludzie mieszkający pod palmami oglądali dzieła sztuki ze stodoły
!!!
Emciu /tak wedle po hapowsku/ to w słoiczkach były różności, dżemy, powidła, soki, nektary… i wszystko zdrowe, i w zasadzie za grosik czyli dobry wybór! powidła już w użyciu
a te kwiaty co wyglądają na suszone, robi pani Kasia, ze sznurka lnianego, tak go układa, plecie, wiąże – tło, ramy od obrazów też są ze sznurka – tak naprawdę to cały obraz to lniany sznurek…
Agniś – zamówienie przyjęte !!! niech no tylko maki zakwitną…
Małgoś MM – w zamian za palmy, dla ciebie specjalnie - choinka z centrum miasta
i znowu zapomniałam napisać o tej kawiarni lawendowej, eh...
ale terror na horyzoncie - więc dobrej nocy!!!