Cze, witam w sobotni poranek.
Sciana, donosze, ze pozdrowilam od Ciebie Kangura.
Nawet dyskusja z tej okazji sie wywiazala:
- Stary, Sciana cie pozdrawia.
- Sciana... Sciana...? AAAA, SCIANA!!! Ta z forum, co pisze wierszenki, wywija orly i nosi ze soba podium, co by ja bylo widac z DNA? LOVE, HOPE, FREEDOM, KREDENS, AVE, Albercia, Hobbitu i te sprawy... Taaa... To ona jeszcze tam jest?
- Tak, wyobraz sobie! Ja jestem, Sciana jest, Grejs, Emcia, Masza, Teremi, An-dora, Bromba, Gocha, Trzynastka, Marysia..., no w ogole Druhny sa... A Sciana to nawet planuje byc do emerytury, a moze i dluzej, no chyba, ze wczesniej wszystko pierdyknie. Slyszalam, ze na te okolicznosc przechwycila klucz od pana Jarka, ktorym wszystko pozamyka...
- A-cha... Jak dzieci, jak dzieci... To pozdrow Sciane ode mnie. Sciskam w pasie, U&U.
Placuniu, Twoje zdjecie z flaga to takie, taaakie trafne, znaczy symboliczne, ze jejku. W sam srodek kangurzego serca, za tak powiem. Bo jak sie tak gleboko i calkiem poza errorem zastanowie, to wychodzi mi, ze moj patriotyzm przycupnal w tesknocie do nadbuzanskich chaszczow. Dziekuje.
No jasne, ze pamietam mecz Safina z Federerem o wejscie do finalu w 2005 roku. Malo poduszki wtedy nie zjadlam. (Jak za dlugo pykaja, a ja mocnizno trzymam za jednego kciuki – w tym przypadku byl to Marat S. – to mam w pogotowiu „jasiek” do sciskania i chowania sie w zbyt dramatycznych jak na moje serce momentach.) Pamietam ten AO rowniez z powodu finalu, ktory nastapil. Bo Aussie tak sie wtedy patriotycznie nakrecili, ze wszystkie swieta wysiadaja, lacznie z narodowym - Australia Day, ktory przypada akurat w czasie AO - 26 stycznia. (Wtedy, ogladajac wieczorne mecze, mozna zobaczyc w tle, nad city pokazy sztucznych ogni, to wlasnie z tej okazji.) Bo oczywiscie marzyla im sie wygrana chlopka-roztropka z Adelajdy, czyli L. Hewitta. Takie tam sny o potedze. Ale nie wygral. Cha, cha, cha i BUM!
Podczas ostatniego AO najbardziej ekscytujacym meczem dla mnie, na granicy thrillera, byl pojedynek Federer – Tipsarevic. Jakby malo bylo tego, co sie dzialo na korcie, to jeszcze w tv cos pierdyknelo. Nie moim, tylko tak w ogole, w zwiazku z czym transmisja poczatkowo na zywo nagle zaczela byc do tylu, i to znacznie. No sie wkurzylam! Przerzucilam sie na komp, na strone AO, ale tu tylko wyskakiwal wynik, wiec co chwila latalam do tv, zeby zobaczyc, co przeczytalam. Calkiem bez sensu, trzeba bylo zostac na kanapce. Ale wez i usiedz, jak nie wiesz, czy Federer wykoszony czy nie, a mozesz wiedziec.
OK, koncze, lece na robote. Napisze jeszcze o „greckim weselu”, bo od niego zaczelam i na nim skonczylam swoj dzien na AO 2008. Ta zadyma na zdjeciu to zorba byla, mozna powiedziec.
Pa, buziakow 102. Dobrego weekendu.
Dolaczam zdjecie z 2006. Na kazdym AO prezentowane sa portrety finalistow poprzedniego. Tu Piotrek, z ktorym dzielimy sie nawzajem swoim szczesciem, w towarzystwie M. Safina i L. Hewitta.
