przez GrejSowa Wt, 11.12.2007 15:27
Druhny majOM jeszcze jakieś wątplYwości, że Albercia śpiewa tę nieniemożenkę Panu Fizykowi...?
Nie, nie możesz teraz odejść [powiedziała, co ja mówię - wyjęczała Alberta do Pana Fizyka, który właśnie się przebudził i podnosił się był z ławki, i uczepiła się była jego spodni]
Kiedy cała jestem głodem [tu Pan Fizyk z lekkim przerażeniem spojrzał na Albercię......]
Twoich oczu, dłoni twych [w jednej chwili odruchowo w akcie obrony zamknął oczodoły a ręcę schował do kieszeni spodni, tak na wszelki wypadek]
Mów, powiedz, że zostaniesz jeszcze [owszem, Pan Fizyk powiedział, ale tylko: PASZŁAAAAA!!!!]
Nim odbierzesz mi powietrze [tu zapaliła się w głowie Pana Fizyka czerwona lampka i odszukał w prawej kieszeni odsysarkę powietrza, z którą się na ogół nie rozstawał]
Zanim wejdę w wielkie nic [no, takie sowie życie po życiu...Albercia po prostu wyszłaby z siebie i popatrzyła na siebie z góry zwanej Nirwaną, phi!]
Nie, nie możesz teraz odejść [Pan Fizyk już nieźle podkurzony zaczął się nerwowo rozglądać po okolYcy]
Jestem rozpalonym lodem [aaaale się tu uśmiał nasz Pan Fizyk z tej poezji...no, przecież już dziecko wie, a co dopiero Pan Fizyk, że lód jest zimny!]
Zrobię wszystko, tylko bądź [akurat, wszystko, uczepiła się cholera jedna i za nic nie chce puścić...]
Bądź, zostań jeszcze chwilę, moment [Pan Fizyk wyjął rękę z lewej kieszeni i ziewając spojrzał na zegarek...]
Płonę, płonę, płonę, płonę...[no, udławi się Albercia tOM poezjOM, bo Pan Fizyk znowu sięgnął do prawej kieszeni, w której nosi podręczNOM gaśnicę pianowOM, wyjął ją i nakierował na Albercię]
Zimnym ogniem czarnych słońc [taaaaa, a poetka nie daje za wygranOM...zimny ogień, gorący lód...czarne słońcA...nie dość, że czarne, to jeszcze więcej niż jedno...no, luuuudzieeeee, przecież wiadomo, że Pan Fizyk w życiu tego nie kupi, co wyraźnie dał jej do zrozumienia machając jej przed nosem wyciągniętym z lewej kieszeni dyplomem]
Nie, nie możesz teraz odejść [Pan Fizyk trochę zgłupiał i pomyślał, że skoro tak, to może to pierwsze i drugie "teraz" to były tylko takie podpuchi i mógł spokojnie odejść...ale równocześnie zaświtała mu w głowie myśl, że równie dobrze teraz też może to być podpucha i zaczął obmyślać plan odejścia]
Popatrz, listki takie młode [Pan Fizyk to już wogle nie wierzy Alberci i wyjął z lewej kieszeni podręczny przyrząd do pomiaru wieku liści. Alberci opadła szczęka...]
Nim jesieni rdza i śmierć [przyrząd faktycznie potwierdził, że listki były młode, ale znowu nie aż "takie", no bez przesady...można było już zauważyć gdzieniegdzie ślady rdzy...Pan Fizyk wyjął z prawej kieszeni odrdzewiacz i potraktował je nim. "A niech ma!" - pomyślał]
Bądź - proszę cię na rozstań moście [Tu Pan Fizyk odetchnął z ulgą, bo przecież o niczym innym nie marzył...nadzieja dodała mu odwagi]
Nie zabijaj tej miłości [Panu Fizykowi coś poruszyło się w spodniach. Albercia się ożywiła, ale to tylko otworzył się był scyzoryk]
Daj spokojnie umrzeć jej. [Pan Fizyk przychylił się do prośby Alberci i zamknął scyzoryk, nie wyjmując go ze spodni, gdyż raz, że to byłoby trudne, dwa, że mógłby przeciąć spodnie, nie mówiąc już o skaleczeniu się]
Jonasz Kofta + [Sowa, przepraszam, ale trochę się nudziłam na robocie]