spotkałam dzisiaj kolegę z klasy. mówię do mojego męża, że takie ciepło od Niego, że miło, że był taki moment, że może, ale jednak nie.
że z moim mężem też jakoś tak - niespodziewanie. zaskakująco. i radź sobie, człowieku.
a sukienkę kupiłam - szybko? zobaczyłam na wystawie w jakimś małym sklepiku, pracowni pewnie. byłam szczupła, wszystko na mnie pasowało. podobało mi się. może też to samo. ta biel. nie myślałam.
jedna z osób zaproszonych skomentowała ją niezbyt pochlebnie. po latach zrozumiałam, dlaczego tak postąpiła.
wszystkiemu ja winna.
a sukienka.
z kokardą.
nigdy nie układałam sobie w myśli planów ślubnych.
dzisiaj czytałam cicho mężowi książkę. było miło. cudnie.
wszystkiego dobrego.
wszystko wskazuje, że my nie dożyjemy takiej rocznicy. jeszcze dziewięć lat. ale kto wie? liczę na cud. jak z tym czytaniem książki. do setki.
a.
e, dziewięć lat. to chyba jednak.
to tak dużo?
wracałam do domu w piątek i myślałam. mamy siebie. nie do uwierzenia. coś takiego
jeszcze raz dużo najlepszych życzeń