przez GrejSowa N, 25.11.2007 08:55
Uhuuu, uhuuu, Druhny się nie bojOM, to tylko ja się tak czaję. No, przecież widać bezwstydnie nagim oczodołem, że jestem niewyspana, zmęczona, nie-halo, zajęta, zalatana tak, że już nawet nie mam kiedy martwić się dnem, chwilaMY to nawet zapominam, że je mam...do tego doszło...eeee, takie tam...ne? Ale za to teraz jestem.
Ciężki tydzień miałam. We środę i we czwartek nie było neta na robocie. Byłby z tego niezły felieton, ale nie mam ani siły, ani czasu...a nawet chyba ta sprawa na felieton nie zasługuje. Bohater - Telekomunikacja Polska Wszechmogąca. Więc krótko. Środa. Dzwonimy, interweniujemy. Konsultanci grzecznie acz stanowczo zapierają się, że u nich wsjo w parjadkie i mamy szukać u nas. Szukamy. Wkleić? Hi hi. Szkoda, że Druhny nie widziały, jak Sowa szukała neta na robocie...Wszędzie, nawet pod biurkiem, kurna!!! Postawiłam na nogi naszego administratora, który uwierzył TP, jako i ja uwierzyłam, ale nie znalazł winy w sowie, lecz w ruterze. Trwało to jakąś dobrą godzinę, może dwie. Jednak nasz teleinformatyk, ten od rutera, mógł dopiero przyjechać następnego dnia. Tymczasem, dzwoniąc do TP, pojawiła się dyskretna informacja głoszona z ambony przez automatyczną sekretarkę, że są chwilowe przerwy w dostawie neta na niektórych obszarach Warszawy i że awaria zostanie usunięta o 16. Jest czwartek. Awaria trwa w najlepsze. Powtórka z rozrywki. Dzwonimy, interweniujemy. Konsultanci grzecznie acz stanowczo...itp., itd...Owszem, mówią, wczoraj była awaria, ale już została usunięta i teraz już u nich znwowu wsjo w parjadkie. No, to znowu szukamy, ale już z niedowierzaniem i z wiarą czekamy na pana T. (ale nie tego Maszmunowego). Z nudów dzwonimy do TP, a tam informacja ogłaszana z ambony przez automatyczną sekretarkę, że są chwilowe przerwy...przepraszamy...do godz. 16...itp, itd. Niby tak samo, a jednak inaczej, bo dołączył Kraków, Kalisz i coś jeszcze, ale już nie pamiętam. Czekamy na połączenie z konsultantem, który wyjaśnia, że w naszej okolicy trwają jakieś prace remontowe i przy okazji stwierdzono, że można by właściwie wymienić kabel, bo ten już jest stary. No, dobra, mówię, rozumiem, że WOGLE nie przejechała go koparka, tylko to taki wniosek racjonalizatorski jest, ale co w takim razie z Krakowem, Kaliszem...? Te prace aż tam sięgają i czy to ten sam kabel? Trochę się zaniepokoiłam, bo to kawałek kabla jest. Ale pan nie umiał odpowiedzieć, czili kręcił. Prosił poczekać do 16. Jest godz. przed 15. Przyjeżdża pan T. i juz po chwili stwierdza winę TP. Dzwoni, a tam ta sama śpiewka. No, to on do konsultanta: "Zawiesił się port na waszej centrali." Luuuuudzieeee, dorbaldie szacun dla pana T., co ne? Padłam. Nic nie rozumiałam, ale padłam. Nasz dzielny pan T. w try miga postawił diagnozę, bo TP najwyraźniej drugi dzień szukając przyczyny grała na zwłokę tłumacząc na zmianę klientom, że to problem u nich, lub też że wymiana kabla itp...I co? 5 minut i popłynął internet. UwierzOM Druhny? W takim tempie wymienić taaaaaki kabel, to trzeba umieć, ne? No, to się Druhny teraz nie dziwiOM, że ja się już dawno rozwiodłam z TP, czego i Wam życzę. Amen. To była antyreklama. Ale to nie koniec historii. Był już prawie koniec dnia pracy. Zdążyłam odebrać mejle, odpowiedzieć na najpilniejsze i musiałam już pędzić. Przychodzę w piątek - net jest, ale nie mam kompa. Padł. Na monitorze, na czarnym tle straszny napis. Dzwonię do administratora, a ten mnie straszy uszkodzeniem dysku i utratą danych. Myślę - tego już nie przeżyję. Nie mam bekapu. Nie zdążyłam zrobić. Nowy komputer, mam go od niedawna. Wykonałam jakąś dziwną operację na prośbę pana A., której w życiu nie umiałabym sama powtórzyć, ale nic to nie dało. Na koniec dnia zabrano mi komputer do naprawy. Boję się zadzwonić do pana A. i zapytać, czy mam w ogóle po co jutro przychodzić...Co ja się będę martwić na zapas, ne? Jest piękna, szarobura niedziela, czas relaksu...no! No, to niech mnie Druhny tu nie szarpiOM, tylko głaski, podarki, te sprawy...widzOM Druhny jaka ja bidna jestem? Bidnemu to zawsze wiatr w oczodoły...a żeby to tylko to! Ech...
Otwieram dzienniczek z uwagami i lecę SowOM:
Gocha - dzięki za spacer po Niu Jorku. Nie powiem, chciałabym kiedyś tam zalecieć...
Emciu - dzięki za relację z urodzinowego prezentu Druhny! Odsłucham w wolnej chwili na bank! A za drożdże dziękuję bardzo [moim nawiasem mówiąc, to ja nie wierzę w sprawdzone drożdże, ale co ja tam wiem...]. No, może i żaden tekst się nie zmarnuje, ale z wyjątkiem mojego...phi! Tak mnie ta kurtka dżinsowa MISZCZA zainspirowała, żę chciałam od razu ze słuchu wkleić "Wspomnienia niebieskiego mundurka", ale na szczęście pióro mi zawisło. Jeszcze Druhny będOM prosić!
Oczywiście, że dzisiaj wszyscy rozumiOM portugalski, nawet Alberta! Druhna ma jeszcze wątpliwości? Nawet brazylisjki rozumiOM. Druhna słyszała o edukacyjnej roli tasiemców...? No! Pewnie, że Maszmun jedzie do Stanów. Ze mnOM! To Druhna nic nie wie? Planujemy "W 80 dni dookola Emci", hi hi...Ale jeśli o mnie chodzi, to jeszcze nie teraz, bo z paszportu, biletu i pieniędzy, to ja mam na razie tylko miesięczny, hi hi..Druhna się pogapi w drożdże, dobra? Pracuję nad tym! Za piosenkę bardzo dziękuję...taaaaaaa.....
Mała - ja mam wzrok mętny...czy to to samo, co zamglony...? Wkleić...? No, chodzę późno spać, bo ja sowa jestem, ale pracuję nad tym i są już pierwsze efekty, co pewnie Druhny zauważyły, niestety...no! To słońce i dla mnie świeci, serio???? Kurna, trzeba było tak od razu!!! Że też ja się muszę o wszystkim dowiadywać ostatnia...
Emciu - luuuudzieeee, jaki fajny koreczek z indyka!!! Phi, ja pamiętam czasy, jak koreczki z żółtego sera oraz keczupu były przebojem każdej porządnej prywatki! Uściska dla J.! Ma chłopak fantazju! Oczywiście, że indyk ma fryzurę. To jest fryzura "na ananasa". Tak mówił mały Misiek, jak wychodził od fryzjera, który go za krótko przystrzygł, zwłascza "na górze", hi hi...Też za fantazjOM chłopak, ne?
Uciecha - dzięki za barwnOM relację za Castro'wego Halloween'u! Co się tam Druhna będzie, prosieMY o więcej, tak bardziej z dołu, ekhm, ekhm...Może jaki prodźekt strzeli do głowy, hi hi...A czy ja dobrze rozumiem, że Rodak Patriota to bez majtek nawet był...? Co, spadły mu? I nawet się nie zatrzymały? Pfffff....
Teremi - w temacie kulinariów, to chciałam tylko powiedzieć, że w związku z modernizacją obejścia wokół dziupli, budowOM ścieżki rowerowej itp., zniknęła budka, a wraz z nią Chińczyk. To jest właściwie chyba Wietnamczyk, ale my, Polacy, nie znający się na rzeczy i nie odróżniający poszczególnych Azjatów, tak mówimy. Będzie w-czapa od Ściany, ja wiem. Oczywiście, trochę tak szarpię ŚcianOM, żeby jOM sprowokować do wejścia na ambonę i przemówienia w tej sprawie, Może być nawet materiał zdjęciowo-dowodowy, co ne? W każdym razie dziupla oraz cały blok i okolYce cierpiOM z braku Chińczyka i dań jego. Misiek najbardziej zrozpaczony, bo był częstym klientem, miał zniżki i Chińczyk do niego po imieniu mówił: "Deń dobry Miau!!!", hi hi...Miau, fajnie, ne? W końcu tak się przejęłam, że postanowiłam zapytać w kiosku obok, czy coś nie wiedzOM. No, i się okazało, że Chińczyk wraca w styczniu. A ilu klientów ponoć się o niego pyta! Nawet polYcja z dwóch pobliskich komisariatów! Misiek mówi, że jakoś już wytrzyma.
A "Tańca z gwiazdami" nie oglądam. W ogóle prawie nie oglądam telewizji. Znam tylko ze słyszenia, z przeglądanego programu TV pod kątem Świętego Kurka...na nic więcej nie starcza mi czasu...
Neoś - no, ile Druh będzie trzymał na stendbaju tę neoenkę? Chciałam się dopisać, ale wobec takiej grożby, to tylko się podrapałam w pióro, hi hi...Postawić Cię na nogi? A za "Koleżanki" to masz w-czapę! No! Popraw sowie w-czapę, bo Ci się zsunęła, hi hi...Dawaj neoenkę!!! Ileż można szczekać, co?! No, ileż?
Emciu - gołąb paczkowany urodzinowy chyba zawierał figę z makiem, buuuuuu.....
Na razie, Szanowne Druhostwo się trzyma! Proszę nie regulować odbiorników, kiedy jest sygnał zajętości lub brak odpowiedzi. Jak mówię, że będę jak będę, to będę!
Happy Everything! Oddaję głos do studia. Halo, Ziemia!
P.S. A czort z literówkaMY.