jeszcze z Warszawy
Tydzień temu „Boska” x 2, teraz „Shirley” i „Szczęśliwe dni”. Nie spałam całą noc, po prostu się nie da, nie da się wyłączyć myślenia. Shirley pierwszy raz widziałam 10 lat temu, a ostatnio 4, w sumie 5, za każdym razym to zupełnie inne sztuki, inaczej odebrane, inaczej zagrane, jak zawsze kapitalne, ale piątkowa Shirley to ... sama Pani wie najlepiej. Potem „Szczęśliwe dni” ... O Matko!!! mistrzostwo świata, popłakałam się oczywiście. Takiej dawki emocji nie sposób ogarnąć. Nie wiadomo co pisać. Bo to, co Pani „wyprawia” na scenie jest nieprawdopodobne, niesamowite i niezwykłe, magia. BARDZO, bardzo DZIĘKUJĘ, za te wspaniałe i wzruszające chwile. Warto dla nich kursować z północy i warto dla nich żyć!
ciepłe myśli i słoneczny uśmiech
Magda
p.s.
teraz mogę już ruszać do domu, głowa naładowana, a słoneczniki jechały ze mną z Gdańska, by promyki, które przesyłam w mailach na do widzenia przybrały zmaterializowaną postać.