Czesc, czy moge dac Panu Jarkowi w czape za to, ze Trzynastki nadal nie wpuszcza na forum?
Zmiana hasel nie pomaga, pisanie do admina tez, bo poczta wraca.
Czy Pan Jarek utknal na wakcjach na Dziewiczych Wyspach?
Sciana, bojsuj moze troche spokojniej, bo Cie w takim tempie zmecza na amen.
A u mnie juz dosyc lenistwa.
Bylam tam, gdzie nie istnieje zwariowane tempo.
Wszystko przebiega powoli i leniwie, bardzo leniwie.
Dopiero na lotnisku w Charlotte w North Carolina
podczas przesiadki uderzyla mnie fala
ludzi krzyczacych do telefonow komorkowych,
siedzacych pod sciana i ladujacych laptopy,
biegnacych w wielkim pospiechu.
Nie opuszczala mnie mysl, ze to my tracimy duzo z zycia,
nie ci na wyspach.
Fotki dla wszystkich Druhien, ale szczegolnie z gratulacjami dla Dusiaka, czyli naszej Pani MGR.
Calus, Dusiaku, kurde, dzielna jestes,
bo zdrowko raczej nie pomagalo, a robilo przeszkody.
Gratuluje szczerze!!!!!!!!!!!!!
Wrocimy na Wyspy Dziewicze, co?
Chocby na chwilke, tak dla rownowagi w przyrodzie:
O swicie wszystko w srebrze, co chwile zmieniajace odcienie
wraz z przesuwajacymi sie chmurami.
Mozna sie gapic w nieskonczonosc; nie ma dwu identycznych obrazow.
Turkusowe plaze St. John.
Sa piekiejsze, niz pokazuja zdjecia;
mnostwo przestrzeni i znow…
ciagle zmieniajace sie kolory turkus, szmaragd, za chwile gleboki granat.
I ludzie, tacy, jak na Jamajce; ten byl przemily dla nas na promie,
kiedy mu powiedzielismy, ze jestesmy Polakami.
Emcine turkusy raz jeszcze; widok z tarasu pokoju w Point Pleasant Resort.
Na dole miejsce na snorkeling i podgladanie podwodnego swiata;
kurde, rownie bogatego, jak ten naziemny.
Na St. John podczas calodniowej wycieczki zeglarskiej
uprawialismy snorkeling i to cudowne uczucie widziec,
ze tysiace malych rybek w lawicy reaguja na delikatny ruch reki
i przesuwaja sie odrobine.
Te wachlarze byly ogromne; znacznie wieksze, niz objetosc bioder.
Teremi, pani policjant byla calkiem slusznych rozmiarow
i wygladalo na to, ze budzi respekt na uliczkach stolicy Charlotte Amalie. A tam kwitnie uliczny handel... chociazby diamentami.
Bylam swiadkiem takiej cichej umowy miedzy elegancka starsza pania, gosciem ze statku, a pracownica tego mini-czegos, co na obrazku,
czyli powiedzmy, lodziarni i kawiarni, co zaprasza na mini-break.
Pracownica, chyba na jakichs prochach, w dodatku lubila kobiety
i trafila mi sie oferta, hi, hi, bo bylam dla niej „honey banch”.
Bylo wesolo, bo potem chodzila za mna i moja mama do kilku jeszcze okolicznych butikow,
wprawiajac moja grzecznie ulozona mame w niezle zaklopotanie:)
Zmykam, reszta opowiesci naziemnych i podwodnych wkrotce.
Pa!...13